Dwie dziewczyny wyruszają do Hiszpanii. By odciąć się od przeszłości. By zacząć od nowa. By rozpocząć nowy rozdział. Wyjeżdżają też za "robotą", ale to po części również wyjazd za marzeniami. Goniąc je, znajdują wyśnioną pracę, poznają nowych ludzi. Mimo że ich sposób zachowania, kultura, a nawet wygląd są kompletnie odmienne, odnajdują się w Hiszpanii doskonale.
W końcu odnalazły swoje miejsce na ziemi. Swój kąt, który zapewniał im bezpieczeństwo, ochronę, troskę i ciepło. To, czego potrzebowały najbardziej. Jednak również to, czego nie zapewniało im miasto samo w sobie. Nie mogły dać im tego budynki, które co dzień mijały, parki, w których bawiły się dzieci ich sąsiadów ani nawet miejsca, w których pracowały. To własne miejsce na ziemi dali im ludzie, z którymi żyły. Zwykli przechodnie, zawsze mili, dobrze życzący, ale przede wszystkim oni. Dwaj mężczyźni, powoli zmieniający ich życie z czarno-białego filmu w bajkę. Oprócz tego wszystkiego Sergio i Cesc dawali im również miłość i mimo że znali się stosunkowo krótko, każde z nich było pewne tego uczucia. Bo było jak najbardziej prawdziwe. Prawdzie i realistyczne jak codzienne promyki słońca budzące Paulinę już w Katalonii. Po kilku tygodniach związku z Fabregasem, razem uznali, że związek na odległość im nie wystarcza. Tak więc panna Pszczółka przeprowadziła się do Barcelony. Pracę dziennikarki ograniczyła. Co tydzień pisała felietony publikowane z rubryce "Madridistka w Barcelonie" cieszącej się niegasnącą popularnością. Kochała to, nie potrafiła od tak z tego zrezygnować. Miłość wymaga poświęceń. Ale czymże byłaby bez tego? Zabawą w chłopaka i dziewczynę, którzy żyją bez żadnych trosk, a przy pierwszym kamieniu się załamują, po pierwszym potknięciu nie potrafią już powstać.
"Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedziałby mi, że teraz będę pakowała walizki, żeby na stałe przeprowadzić się do stolicy Katalonii, puknęłabym go w czoło. Dziś na usprawiedliwienie pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami i wskazać winowajcę. To przez miłość po prostu." - pomyślała Paulina zamykając drzwi od mieszkania. Teraz będzie stało puste.
Co do Oli, to dziewczyna usamodzielniła się, znalazła pracę, jakieś małe mieszkanie, gdyż nie chciała korzystać w dłuższej pomocy siostry. Razem uznały, że poprawią swoje stosunki. Ale teraz jest jeszcze na to za wcześnie.
Kasia natomiast została. Co swoją drogą również było jakimś wyrzeczeniem. Została w Madrycie. U boku ukochanego piłkarza. Kto by pomyślał. Ale takie jest już życie - zaskakujące. W jej mniemaniu, mogłaby być cały czas tak zaskakiwana.
Z racji odległości, która je dzieliła, nie mogły spotykać się zbyt często. Po każdym spotkaniu jeszcze bardziej za sobą tęskniły. Za tymi przegadanymi nocami, wygłupami, mimo że były już dorosłe; za zwykłym piciem kawy w kawiarence na mieście.
~*~
- Wiesz co, kiedy tam na was patrzyłam, doszłam do takiego jednego, malutkiego wniosku. - powiedziała, gdy Kasia wróciła już na swoje miejsce u podnóża kanapy, a Sergio zniknął gdzieś w kuchni.
- Tak pomyślałam sobie, że mamy cholerne szczęście.
~*~
______________________________________________
Cześć. A więc mamy epilog... części pierwszej oczywiście. Właściwie od tego momentu zacznie się akcja. To znaczy nie będzie już takiej sielanki. No, ale dobra, nie spoileruję :D
A i jeszcze jedno, tamten odcinek wcale nie był taki najgorszy.. Ten jest :)
Także przepraszam. Przepraszam też za to, że jest 10. października, a zamiast dwóch nowych odcinków (tego + pierwszy odcinek serii drugiej) mamy tylko to jedno coś, co nawet odcinkiem nie nazwę. Najgorsze jest to, że będę zmuszana przepraszać ciągle.
Rok szkolny, trzecia klasa, testy. Byle do piątku, a weekend i tak cały zajęty nauką. Ale dobra, już nie narzekam, miłego czytania (hehe ;_____;) i do zobaczenia nie wiadomo kiedy.
Asghafsgfwgfgfasd. Dobranoc.