środa, 26 grudnia 2012

8. Zostaną tylko wspomnienia.


Siedem dni. To dużo czasu. To przecież 604800 sekund. Wystarczająco dużo, aby pogadać, rozwiać wszelkie wątpliwości. Ale wbrew pozorom to mało czasu. Mało, dla kogoś, kto musi podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Jedną z tych, które zadecydują o przyszłości. A przecież o nią trzeba dbać, pielęgnować, sprawiać by jawiła się z barwach tęczy. Przez pierwsze sześć dni nawet nie wspomniała o tym w ich rozmowach. Może to przez pracę, której miała tak dużo? Może nie chciała, nie była gotowa? Ale przecież musiała. Musiała znaleźć odpowiedzi na pytania. Gdy już wyjedzie, nie będzie miała ku temu okazji. A więc miała niecałe 24 godziny. Za dokładnie tyle będzie już w samolocie do Madrytu. Pamiętała o wszystkim, ale nie o rozmowie z nim. Albo przynajmniej nie chciała o niej pamiętać.
Zastał ją pakującą się. Kątem oka spostrzegł bilet, leżący na stoliku.
- Pomóc ci? - spytał. 
- Jak ostatnim razem, prawda? Wtedy też mi pomagałeś... - skinęła głową i z uśmiechem na twarzy powróciła do czynności, którą wykonywała przed wejściem piłkarza.
- Nie spodziewałem się, że to ty pierwsza będzie opuszczać ten dom. - zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. Powróciły wspomnienia: te pierwsze, niekoniecznie udane i te kolejne, obfitujące w radość.
- Ja też nie. - zamyśliła się, przywołując w swojej głowie niefortunną obronę mieszkania przed "rabusiem". Znów na jej twarzy pojawił się uśmiech, mimo, iż za chwilę, minutę, godzinę mogła usłyszeć z jego ust słowa bardzo ją raniące. Ludzie mówią, że nie można żyć wspomnieniami. Ona żyła, a do tego była bardzo strachliwa. Najchętniej uciekłaby teraz z Barcelony, ucinając wszelkie znajomości. Nie chciała tej rozmowy, tak bardzo się jej bała, mimo że przygotowała się do niej przez cały czas.
- Właściwie nigdy nie mówiłeś mi, dlaczego nie chcesz wracać do twojego własnego mieszkania, hm? Oświecisz mnie? - odgoniła złe myśli od siebie. Jeszcze ma szansę powiększyć jej zasób dobry chwil z nim, więc dlaczego ma z tego nie skorzystać?
- Ehh, po prostu mam tutaj tak cudowną dziewczynę, że nie wybaczyłbym sobie, gdybym wybrał mieszkanie w samotności. - podrapał się po głowie. Mówiąc to wyglądał bardzo śmiesznie. Te słowa brzmiały jak zwykła wymówka, a nawet jako dowcip. Ale to była prawda. Jego mieszkanie było już w pełni gotowe, aby mógł tam powrócić. On jednak wolał zostać. Na przestrzeni czasu okazało się to bardzo dobrą decyzją. Nastała pomiędzy nimi cisza, której jednak nikt nie chciał przerywać. Ich twarze dzieliły centymetry. Patrzyli sobie głęboko w oczy, bojąc się wykonać choćby najmniejszy ruch. 
- Będę tęsknić, Cesc. - powiedziała z nostalgią w głosie. Przywołując do siebie coraz to różniejsze sceny z ich udziałem, zdała sobie sprawę, że już jutro staną się one tylko wspomnieniami, których nigdy nie będzie mogła powtórzyć. Madryt oddalony jest od Barcelony o 500 km. Nie jest to koniec świata. Będą mogli spotykać się, nawet często. Ona z Pauliną tak sobie radziły. Jednak teraz wydawało się jej, jakby opuszczała Hiszpanię i udawała się w głąb Rosji. I tak jak tam, będzie jej z Madrycie w jakiś sposób zimno. Pierwszym powodem niewątpliwie był Cesc. On był jej słońcem, które ogrzewało ją całą, rozpromieniało ją. Jednak było coś jeszcze. Zakochała się w stolicy Katalonii. Bezapelacyjnie. Zakochała się w tych uliczkach, którymi często chodzili, w drzewach, pod którymi siadywali na piknikach z drużyną Barcelony, ale również sami, zakochała się w ludziach - wiernych cules, którzy zarażali swoją miłością do klubu jak i do samych siebie. Nie sposób było ich nie lubić. Wiedziała, że w Madrycie tego nie będzie. Nie będzie mogła śpiewać razem z innymi przyśpiewek Barcy, nie będzie widziała bordowo-granatowych trykotów wywieszonych na balkonach domów, nie będzie mogła poczuć, że jest wśród "swoich". Bardzo będzie jej tego brakowało.
- Ja też, moja mała wariatko. - odparł właściciel numeru 4 na klubowej koszulce FC Barcelony. Przytulił ją. Jej oczy zaszły łzami, jednak za nic nie chciała płakać. 
- Mam coś dla ciebie. - powiedział jej na ucho, uwolnił ją z uścisku i skierował się w stronę szaf z odzieżą. Wyjął jedną z jego barcelońskich koszulek. 
- Żebyś o mnie nie zapomniała. Mam nadzieję, że jak ją tam ktoś zobaczy, to od razu jej nie spali. - uśmiechnął się by dodać jej otuchy. Ona zaśmiała się tylko i przyjęła prezent.
- Będę jej strzegła jak oka z głowie, już o to się nie bój. Chodź, pomożesz mi zanieść te bagaże na dół. - powiedziała i podała piłkarzowi dwie pokaźne walizki. 
Pół godziny później była już gotowa do wyjazdu, którego tak bardzo nie chciała. Pocieszała się jednak myślą, że tam, w Madrycie, czeka na nią przyjaciółka, przy której będzie szczęśliwa i która na pewno nie pozwoli, aby ktoś dręczył ją w powodu ukochanego klubu. Postanowiła zrobić ostatnią kolację, jaką przyjdzie jej zjeść razem z Fabregasem. Zrobiła naleśniki - dziwnym trafem ich ulubione danie. Mogłaby zrobić coś bardziej wykwintnego, jednak jej umiejętności kulinarne były na bardzo niskim poziomie. Kolację spędzili w towarzystwie wybuchów śmiechu i ogólnej radości, z powodu chwil, które sobie przypominali. Po skończonym posiłku pomógł jej posprzątać, a następnie przygotował film. 
- Co oglądamy? - spytała, włączając zmywarkę.
- Komedię romantyczną. - powiedział stawiając akcent na to drugie słowo. Zawsze śmiał się z jej upodobań, mimo iż lubił romantyczność. Kolacje przy świecach z ukochaną i te sprawy. 
- No to włączaj, a ja zrobię popcorn. - odparła, wyjmując dużo miskę i wsypując tam wcześniej przygotowaną przekąskę. Oglądali i śmiali się do rozpuku. Po skończonym seansie, poszli spać, by jutro wstać na samolot.

~*~

Gdy wstała poczuła się bardzo wypoczęta. Spojrzała na zegarek, w obawie, że spóźniła się na lot. Była  jednak dopiero 8:42. Miała więc jeszcze kilka godzin. Wstała i ubrała się w rurki i luźną bluzkę. Skierowała się do kuchni w celu przygotowania śniadania. Gdy jadła tosty z serem i szynką, dołączył do niej zaspany Cesc.
- Witam, śpiochu. Jak tam? - powitała się, a on odgryzł jej kawałek przysmaku. - Ej, dla ciebie zrobiłam inne. Jedz, póki ciepłe. - podała piłkarzowi talerz z parującym jeszcze śniadaniem. Chciała spędzić te ostatnie chwile jak najlepiej.
- Uwielbiam cię, kobieto! - rzucił się na tosty, zaspakajając swój głód. 
- Odwieziesz mnie na lotnisko? Mam jeszcze godzinę, ale chciałabym po drodze wstąpić do jakiegoś sklepu. - spytała, patrząc na zegarek. 
- Jasne, daj mi minutkę. - odpowiedział, ruszając w stronę pokoju w celu ubrania się. Wrócił po kilku minutach. Wziął klucze i razem z dziewczyną udał się w stronę garażu. Cała podróż na lotnisko spędzili w milczeniu, słuchając piosenek lecących w radiu. Zatrzymał się na parkingu, wyjął walizki i razem z Kasią poszli na lotnisko. 
- No to chyba czas się pożegnać.. - powiedział, gdy stali już przed samymi drzwiami samolotu.
- Cesc, ja muszę ci coś powiedzieć.. Tylko nie wiem jak. - spojrzała ze strachem w jego czekoladowe oczy, w których znalazła to, czego szukała. Odrobinę spokoju.
- Najlepiej prosto z mostu. - odpowiedział, lekko się uśmiechając.
- Powiedz mi, kim dla ciebie jestem. - zaskoczyło go to, co powiedziała. Odpowiedział, jednak dopiero po chwili.
- Kim dla mnie jesteś, tak? Kocham cię jak moją siostrę i nie wyobrażam sobie, żebym mógł cię stracić albo nigdy się z tobą więcej nie zobaczyć. Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłem sobie wymarzyć i której mogę powiedzieć wszystko. - powiedział i pocałował ją. Wtopił się w jej usta tak, że zapomniała, jak się oddycha. Nie, tak tylko myślała. Skarciła się w myślach. Oddychała normalnie, a ten pocałunek również był zwyczajny, tyle tylko, że zaskakujący. Nie chodziło o to, że Cesc źle całuje. Całował wybornie. Bardziej chodziło o to, co ona czuła. Tym pocałunkiem uświadomił jej, że między nimi nie ma chemii, co było dla niej świetną wiadomością. Dotarło do niej, że Fabs zawsze będzie jej przyjacielem. Gdy tylko ich usta oderwały się od siebie, odetchnęła z ulgą. Znalazła odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
- Przyjacielski, pożegnalny pocałunek, tak? - uśmiechnęła się, a on skinął głową. - Jesteś strasznie i nienormalnie romantyczny. - przytuliła go mocno i wciągnęła nozdrzami jego zapach, tak żeby pamiętała go jeszcze przez długie tygodnie. 

Stał i patrzył jak jej samolot odlatuje. Mówiąc, że będzie za nią tęsknił, nie kłamał. Po jej odlocie chciał wrócić do swojego mieszkania, jednak teraz zmienił zdanie. W domu, który był własnością Holendra, było tyle wspomnień z nią związanych, że nie potrafił tak po prostu się od tego odciąć. Potrzebował tego. Chciał kiedyś przez przypadek natrafić na ich zdjęcie i móc przypomnieć sobie te wszystkie chwile.
A ona siedziała w wygodnym fotelu i patrzyła na Barcelonę, która z lotu ptaka wydawała się taka mała. Mała, ale ukochana. Mimo, że spędziła tu zaledwie kilka miesięcy. Żegnała się z tym miastem, obiecując jednak, że jeszcze tu wróci.  Wyjęła z torebki koszulkę, którą dał jej Cesc. Nie schowała jej do walizki, by właśnie teraz móc ją do siebie przytulić i jeszcze raz, ten ostatni, przywołać do siebie wszystkie wspomnienia związane w tym miejscem. Miejscem, za którym już tęskniła.. i miejscem, w którym skupiało się wszystko to, co kochała.

___________________________________________________________
Jakaś taka dziwne coś mnie naszło, żeby napisać odcinek.. Ale to na pewno nie była wena. :D
Kilka słów od autorki:
1. Aaa! Alexis co roku rozdaje dzieciom z jego rodzinnego miasta ciężarówkę prezentów..*-*
2. Święta baardzo udane. Mam nadzieję, że Wasze również ;)
3. I tyle. 
Oczopląsu dostaje..


Bye, bye :*

piątek, 21 grudnia 2012

7. To, co robimy, zmienia naszą przyszłość.


Często los stawia nam na naszej drodze wielu różnych ludzi. Z różnych powodów. Jedni są po to, żeby wskazać nam prawidłową ścieżkę naszego życia. Inni po to, żeby nam na niej towarzyszyć. Los jest dziwną rzeczą. Jeśli w ogóle można nazwać go 'rzeczą'. Czymkolwiek jest, na pewno jest bardzo zmienny i.. dziwny.  Niektóre osoby stawia na naszej drodze tylko raz. Wtedy musimy zrobić wszystko, aby te osoby zostały na dłużej. Innym razem, los stawia te osoby ciągle i ciągle. Do znudzenia. W najmniej odpowiednich momentach. Żeby się poznały, żeby się zaprzyjaźniły, pokochały, znienawidziły... Nawet, jeśli spotkanie jest z góry skazane na niepowodzenie. Ale przecież kiedyś musi się w końcu udać...


~*~

- Przepraszam, jak to, wy się znacie?! - Kasia stała z otartą buzią pomiędzy swoją przyjaciółką a piłkarzem. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Od kiedy? Na jakim etapie jest ta ich znajomość?
- Tak, znamy. Od dzisiaj. Przeprowadziłam z nim wywiad. - odparła, wykonując dziwny gest dłonią. Tak jakby znudzony i zniechęcony.
- Bardzo profesjonalny wywiad. - powiedział Cesc, kładąc nacisk na drugie słowo i udał się w stronę swojego pokoju. Nie miał ochoty na nic. A przecież miał pogadać z przyjaciółką o meczu. Mieli się cieszyć wygraną nad największym rywalem, wygraną ligi... Dlaczego nie pojechał do tego przeklętego klubu? Wtedy by jej nie spotkał. Nie pomyślałby o tym feralnym wywiadzie. A jednak los jest nieprzewidywalny, okrutny.  I tak, pod koniec dnia, w jego sercu zamiast radości, gościł dziwny niesmak i smutek.

-Mogłabyś mi wytłumaczyć, o co ci chodzi, o co chodzi Cescowi? - nadal jej mózg nie przyswoił informacji, że jej najlepsza przyjaciółka i piłkarz się znają. To było takie nierealne. Gdyby jeszcze była fanką Barcy. Ale ona była za Realem. Tyle pytań i żadnej odpowiedzi...
- O nic, to był tylko wywiad. - beznamiętnie odpowiedziała Paulina.
- Przepraszam, że co? Tylko wywiad, a chłopak chodzi struty po wygraniu sezonu i strzeleniu dwóch bramek? Nie kłam. O co chodziło? - ton jej głosu był coraz wyższy. Miała ochotę eksplodować. Ale dlaczego? Fakt, była wybuchowa, ale rzadko w stosunku do blondynki. A teraz? To było takie bezsensowne. Ta sytuacja, jej zachowanie, zachowanie Pauliny, Cesca. Do bani.
- Dobra, powiedziałam mu coś niemiłego, bo byłam wkurzona po meczu. Najwyraźniej źle to przyjął. - trochę się uspokoiła. Czuła się już lepiej. Przynajmniej znalazła interesujące ją odpowiedzi. Chociaż część z nich. Ale jak musiał czuć się Cesc? Nie wiedziała, co Paulina dokładnie mu powiedziała. Znając ją, nie mogło to być nic złego, ale i piłkarz nie obraziłby się tak mocno, gdyby nie było to "coś złego". Postanowiła z nim pogadać, ale jutro. Skoro chce być sam, niech będzie. Przecież byli przyjaciółmi, w dodatku nie takimi od piaskownicy. Może nie znali się dostatecznie dobrze, by wiedzieć, co w takich chwilach robić. Nie wolała nie robić nic... Jednak coś ją w środku bolało, piekło. Zignorowała to, bo przecież to jego życie. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że ona nigdy nie mogłaby mieć go tylko dla siebie, nie mogłaby go więzić. 


~*~

Następnego dnia Kasia poszła do pobliskiego sklepu w celu kupienia jakiegoś deseru. W tym czasie, w domu, w którym mieszkała, toczyła się bardzo ciekawa konwersacja pomiędzy dwoma osobami, które odgrywały poprzedniego dnia kluczowe role.
- Cesc, ja... chciałabym cię przeprosić za wczoraj.. - zagadała nieśmiało blondynka.
- Ta, nie ma sprawy, możesz dalej się wyśmiewać z mojego kraju, droga wolna! - sarkastycznie odparł Fabregas.
- Byłam wkurzona, nie kibicuję Barcelonie, jestem za Realem i bardzo się zdenerwowałam, że przegrali ligę i Ligę Mistrzów, i Puchar Króla. To był wypadek, wymsknęło mi się. Przepraszam Cesc, ja nie chciałam.. - ostatniej nocy prawie nie spała, cały czas rozmyślając, czy powinna go przeprosić. Jej jedną z nielicznych wad było to, że nie potrafiła przyznać się do błędu. Nie mogła, bo to uwłaszczają jej.. godności? Sama nie wiedziała czego, po prostu tak nie mogła. 
On już jej wybaczył. Ostatniej nocy. Z racji tego, że była to przyjaciółka Kasi, byłby skazany na przebywanie w jej towarzystwie. Po co samemu sobie psuć ten czas? Chyba byli już dorośli...
- Macie coś wspólnego.. Ty i Kasia.. Nie lubicie przepraszać, ale chyba często musicie to robić. - uśmiechnął się do niej. Natomiast na jej twarzy można było zobaczyć zdezorientowanie. Że co? Po chwili wybuchł śmiechem, takim wesołym, szczerym śmiechem. Dobra, należało się jej.
- No to zgoda? - spytała nieśmiało i wyciągnęła rękę. Nie znała go, więc nie mogła się spodziewać dosłownie niczego. Na szczęście nie zrobiła sobie wstydu, gdyż piłkarz ochoczo uścisnął jej dłoń, a następnie ją przytulił.
- Zgoda. - ulżyło jej. Zachowała się głupio, nierozsądnie i nieprofesjonalnie. Potraktowała klub jako coś ważniejszego niż piłkarze. A przecież, jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, pomiędzy herbami i barwami są też ludzie. Ona o tym zapomniała. 
- To może zrobimy coś na obiad? Bo na śniadanie to już za późno. - zaproponował Cesc, na co ona odpowiedziała tylko kiwnięciem głowy i razem udali się w kierunku kuchni. 


~*~

Po skończeniu zakupów postanowiła, że przejdzie się jeszcze do parku. Musiała stanowczo odpowiedzieć samej sobie, co czuje do Hiszpana. Wewnątrz zachowywała się jak małe dziecko, któremu ktoś wziął lizaka, do którego nawet nie miało żadnego prawa. Zaśmiała się w duchu. Może była taka cały czas... A przecież tutaj miała spełniać swoje marzenia. Nie zacznie tego, póki nie zamknie poprzedniego rozdziału swojego życia, póki nie zmieni siebie. 
Nogi same ją tam zaprowadziły. Czuła, że sama sobie nie poradzi ze swoim problemem. Nawet go do końca nie zdefiniowała. Była zazdrosna, zła, wkurzona? To było trudne. Przyznać się przed samą sobą, że się coś spieprzyło. Że wina jest tylko twoja. Że to ty zawiniłaś. O ironio. Ona, która ciągle coś psuła, miała problem, żeby się do tego przyznać. Była naprawdę dziwną osobą. Przekroczyła próg bazyliki i skierowała się do pierwszego wolnego konfesjonału, który pojawił się w zasięgu jej wzroku. 
- Przepraszam księdza, mógłby mi ksiądz pomóc? - spytała z niepewnością. Nie zwykła rozmawiać z duchownymi w Hiszpanii, nie wiedziała, czego się spodziewać..
- Oczywiście, chciałabyś się wyspowiadać? - ta odpowiedź w pełni ją zadowoliła.
- Tak, ale przedtem chciałabym po prostu porozmawiać. - tym razem już pewnie odpowiedziała staremu człowiekowi.
- Chcesz pogadać tutaj, czy może pójdziemy się przejść? - spytał dziewczynę. 
- Wolę tę drugą opcję. - uśmiechnęła się i poczekała, aż ksiądz wyjdzie z konfesjonału. 
- Chodźmy.
Rozmawiali długo. Mimo iż ksiądz nie do końca rozwiał jej wątpliwości, na pewno bardzo jej pomógł. Była zazdrosna o to, że Cesc znał Paulinę, przed jej wizytą w domu Ibrahima. Była zła o to, że nie mogła kontrolować ich znajomości. O to, że nie może mieć piłkarza tylko dla siebie... Uświadomiła to sobie. Teraz o wiele łatwiej było jej zmierzyć się z problemem.
- Musisz odpowiedzieć samej sobie, co do niego czujesz. Tutaj już ci nie pomogę. 
- Dziękuję księdzu. Z Panem Bogiem - podziękowała i pożegnała się z duchownym. Ruszyła z drogę powrotną do domu. Jej krok był lekki. Już się tak nie martwiła. Sukienkę, w którą była ubrana, porywał wiatr. To samo robił z jej włosami. Było dość chłodno, nawet jak na Barcelonę. Gdy już przeszła przez drzwi, była zziajana, czerwona na twarzy, a jej ubranie i fryzura wymagały natychmiastowej poprawy. Jednak ją to nie obchodziło. Usłyszała śmiechy dochodzące ze strony kuchni. Poszła w stronę źródła dźwięków i zobaczyła dwoje śmiejących się ludzi. Jej przyjaciół. I ona się uśmiechnęła. Jeszcze godzinę temu by tak nie zrobiła. Ale od tej rozmowy stała się, tak jakby, inną osobą. Byle nie był to słomiany zapał. Tak bardzo chciała się cieszyć szczęściem tych dwojga. Przecież oni też mogli się znać, przyjaźnić. Jednak mały głosik w jej głowie ciągle podpowiadał jej, aby wróciła do dawnej siebie. Żeby była zazdrosna. Odrzuciła go, co było jedną z dojrzalszych decyzji w jej nowym życiu, w Hiszpanii. Mały gest, potrafiący zmienić bieg wydarzeń.


~*~

Zostało jej 7 dni. Za te kilka dni wyprowadzała się do Madrytu, by mieszkać z Pauliną. Ona już tam była. Wyjechała niedzielnym popołudniem, uprzednio żegnając się z szatynką i piłkarzem. Siedem dni, żeby wszystko wyjaśnić, żeby dokończyć niedokończone i zakończyć niezakończone.

___________________________________________________________
Ile mnie tu nie było.. ;>
Macie moje wypociny. 
Ale po kolei:
* kochany Alexis miał niedawno urodzinki. Urody życzyć mu nie trzeba, jedynie masy goli. :)

* gramy z Milanem. Yeah. :D
* jestem zadowolona, że zwolnili tego trenera Schalke. Może nowy zauważy, jakim graczem jest Ibi i będzie go wpuszczał, a nie..
* nie obiecuję, że będę systematyczna w dodawaniu odcinków. Ostatnio mnie coś wena opuszcza i jakoś tak, no nie mogę z siebie nic wydusić :c
* dziękuję za te 2000 wyświetleń, jesteście wielcy!
* Abi wraca!!
* Tito, jesteśmy z Tobą!!
* pewnie czegoś zapomnę, ale to nic. Życzę Wam wesołych Świąt. Zdrowia, szczęście, bla, bla, bla. Spełnienia marzeń i takich tam. <3

Bye, bye : *

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Liebster Adwards. :)

A więc zostałam nominowana przez dwie bloggerki: xcarotsx oraz inszaaa =]
Pytania autorki m.in "so--cold":
1. Twój ulubiony klub sportowy?
Też pytanie. Oczywiście, że Barcelona <3
Ale lubię też siatkówkę, a tam najbardziej kibicuję Skrze :)
2. Trenujesz w jakiejś określonej dziedzinie sportu? Jeśli tak, to w jakiej? 

Trenowałam piłkę nożną, ale musiałam zrezygnować.
Teraz została mi już tylko siatkówka.
3. Ulubiona pora roku?

Lato =]
4. Lubisz oglądać snookera, bądź w niego grać?

Mój pierwszy krok to sprawdzenie w wiki, co to "snooker". Nie śmiejcie się. :D
Grać lubię, oglądać już mniej.
5. Robert Lewandowski czy Łukasz Piszczek?
Piszczu..
6. Twój ulubiony kolor?

Czarny, granatowy.
7. O czym było twoje pierwsze opowiadanie?

O dwóch przyjaciółkach, które przyjechały do Hiszpanii. :)
8. Byłaś za granicą? Jeśli tak, to gdzie?

W Norwegii
9. Jak lubisz najbardziej serial, bądź film?

W tym znawczynią nie jestem. Nie oglądałam nawet "Przeminęło z wiatrem". Jakoś mnie to nie kręci. A ulubione? "Szkoła uczuć", "3 metry nad ziemią".
10. Co chciałabyś robić w przyszłości?

Chciałabym być położną lub ginekologiem : )

A teraz pytania bloggerki inszaaa:
1. Za co kochasz piłkę nożną?
Trudne pytanie. Nawet bardzo. Sama nie wiem, co napisać. Bardzo trudno wyrazić słowami to, co daje mi ten sport. Jaką radość, ile szczęścia. Teraz nie mogłabym bez tego żyć. Piłka jest moim tlenem. Mecze? Cotygodniowym, obowiązkowym rytuałem. Kocham to, i tym żyję. Dla mnie to coś więcej niż zwykła dziedzina sportu. 
2. FC Barcelona czy Borussia Dortmund?
Oczywiście, że Barca.
3. Ulubieni sportowcy?
Jest ich tak dużo. :)
Na początek cała Barcelona. Ci, którzy teraz grają i ci, którzy chociaż przez chwilę reprezentowali te barwy (oprócz Ibry). <najbardziej Cesca i Ibiego, ale to już inna historia>
Poza tym lubię (co ja mówię, wręcz ubóstwiam) Ramosa, Arbeloę, Ikera, Higuaina, Alonso.
Dalej lubię Podolskiego, Badstubera, Gomeza, Szczęsnego, Girouda, Mullera, Piszczka, Obraniaka, Perquisa, Oscara, Torresa i wielu, wielu innych. Łatwiej byłoby mi wymieniać tych, których nie lubię :D
4. Czekolada czy truskawki?
"Jak dają to bierz, jak nie dają, to bierz i uciekaj." Tak więc, wbrew zasadom, biorę truskawki z czekoladą. :)
5. Hiszpania czy Portugalia?
Espana. < 3
6. Ulubiony przedmiot w szkole?
Ogólnie to kocham biologię i chemię. Lubię wf, matmę, anglika, niemca, histę.. Właściwie to ja wszystko lubię.
7. Dlaczego zaczęłaś pisać opowiadania i o kim było to pierwsze?
Sama do końca nie wiem. Trafiłam tu dzięki Pearleccie, i tak się zaczęło. Czytałam wiele opowiadań i postanowiłam, że też coś tutaj zostawię. Więc cały czas zostawiam moje opowiadanie "Always and forever" <- to pierwsze jest o dwóch przyjaciółkach, które przyjeżdżają spełniać swoje marzenia w Hiszpanii.
8. Lubisz niemiecki?
Ja, ja, naturlich :D
9. Lubisz czytać? Jakie są twoje ulubione książki?
Uwielbiam czytać fantasy, kryminały, romansidła. Po prostu w-s-z-y-s-t-k-o. Ulubione? "Okularnica" <-strasznie polecam, "Opowieści z Narnii" wszystkie części, piłkarsie :3, np. "Sekrety La Roja", "Pamiętniki wampirów".
10. Byłaś na jakiś koncertach? Na jakich?
Dobra, teraz będzie śmiech. Na koncercie Michała Wiśniewskiego. :>
Zabili mi żółwia, i więcej nie pamiętam :D

Nominowani przeze mnie: inszaaa, xcarotsx, Nat, pani Sanchez ;), Lena, Forofa.del.Barca,  siempreinsolente, Lola, Kate, madridistka1716.

Pytania:
1. Jaki jest Twój ulubiony klub?
2. Za co go kochasz?
3. Jaki jest twój ulubiony styl piłkarski?
4. Co sądzisz o Messim, Ronaldo, Neymarze?
5. Jakie masz hobby, oprócz sportu?
6. Kim chcesz być w przyszłości?
7. Czym są dla Ciebie, Twoje opowiadania? Co chcesz ludziom pokazać, pisząc je?
8. Jeden ulubiony piłkarz?
9. Co cenisz w sportowcu?
10. Ulubiona liga?

Chyba wszystko okay.. No to do zobaczonka przy następnym odcinku :D

Bye, bye. :*

wtorek, 11 grudnia 2012

6. Wszystko, tak naprawdę, zależy od nas samych. cz.2.


Rozgoryczenie. Smutek. Złość. Chyba najbardziej to ostatnie. Po tym meczu mógł być zły tylko na siebie. To on wszystko spieprzył. To on pozbawił drużynę szans na wygraną, tytuł, na satysfakcję z pokonania wielkiej Barcelony. Ale w tym spotkaniu nie tylko odebrał Realowi jakże cenne punkty, odebrał też coś sobie. Przegrał pierwszą potyczkę z Gonzalo. Pierwszą, która mogła zadecydować o dalszym przebiegu tej ich zimnej wojny. Miał pokazać, że to on jest najlepszym środkowym obrońcą, a Higuain najgorszym napastnikiem. Wyszło zupełnie odwrotnie. Nie dość, że Argentyńczyk strzelił bramkę na 0:1 to jeszcze Ramos popełnił błędy, po których marzenia o wyjeździe z tarczą z Camp Nou zostały na zawsze tylko marzeniami. Zostali ośmieszeni i poniżeni na stadionie wroga. Trzy gole! Tyle strzeliła im Duma Katalonii. Aż tyle. Z czego dwa po błędach właśnie gracza z numerem "4". To on był winien tej dotkliwej porażki. Ty była tylko jego wina. Nikt mu tego nie powiedział, nie musiał, on to wiedział. W szatni wszyscy siedzieli ze spuszczonymi głowami. Blaugrana już mogła świętować tytuł, a oni przegrali wszystko: Ligę, Ligę Mistrzów po porażce w ćwierćfinale z Arsenalem, Puchar Króla po przegranej z Atletico. Nikt nie wskazywał na niego, bo przecież byli drużyną. Drużyną, w której jeden ściągnął resztę na dno.


~*~

Siedziała nieruchomo na swoim miejscu. Nie wierzyła w to, co przed chwilą zobaczyła na murawie. Przecież to nie był TEN Madryt... 
"Realu, gdzie jesteś i dlaczego nie przyjechałeś na ten mecz"
Żartobliwe zdanie wypowiedziane kiedyś przez spikera brzmiało w jej głowie. Ale jej nie było do śmiechu.
Najchętniej rzuciłaby się na swoje łóżko i zalałaby je swoimi rzewnymi łzami. Przeżywała tą porażkę. Bardziej niż inne. W tym sezonie, jej klub miał pokazać, że Barcelona już nie istnieje, że już na zawsze straciła koronę i dominację w La Liga. Miał to zrobić. Sama nie wie, dlaczego się nie udało. Początek był cudowny, swoją grupę w LM wygrali bez problemu, w lidze nie tracili żadnych punktów. I wtedy coś pękło, udławili się przedwczesnym szczęściem, zignorowali rywali - nie wiedziała. Wiedziała, że stracili coś, co było z nich zawsze, a teraz się po prostu ulotniło. Kompleks Mou? Może. Ona też coś straciła. Straciła chęć do życia. Tak bardzo kochała tę drużynę, tak bardzo się z nią zjednoczyła. To było chore, ale dawało jej szczęście. Jak narkotyk, bez którego nie możesz żyć. Ona nie mogła żyć bez TEGO Realu, walczącego do końca. Ale musiała egzystować. Ziemia nie stanęła z miejscu, świat się nie skończył. Taka była prawda. Musiała dalej żyć. I pracować. Teraz była skazana na dwa wywiady. Z kapitanem pokonanych i ze zwycięzcą.
Miała ochotę wymiotować
Na szczęście rozmowa z Ikerem przebiegła tak szybko, że nawet się nie zorientowała, a już dziękowała za udzielony jej wywiad. Pytania były takie same jak zawsze. Dlaczego się nie udało? Co teraz? Odpowiedzi również standardowe. Widać było, że i on chciałby teraz iść najzwyczajniej spać albo się upić. Mogłaby wyciągnąć z niego coś więcej, ale było jej go żal. Jako jedyny coś próbował robić będąc już na straconej pozycji. Pożegnała się i podeszła do Katalończyka, zdobywcy dwóch bramek i asysty do Messiego. Podeszła do szczerzącego się i szczęśliwego Fabregasa.
Pechowa "4"
- Witam, Paulina Pszczółkowska - dziennikarka telewizyjna. Mogłabym przeprowadzić z panem wywiad? - spytała, wymuszając sztuczny uśmiech na swojej twarzy. 
- Tak, oczywiście. - za to na jego licach "banan" gościł już długo i był jak najbardziej autentyczny.
- Na wstępnie, gratuluję wygranej i świetnego meczu. Dwa gole i asysta przeciwko Realowi to coś niezwykłego. 
- Dziękuję - teraz jego uśmiech przybrał na sile, co nieźle ją zaczęło wkurzać. - Tak, dla mnie to wielkie zwycięstwo i cieszę się, że miałem w nim tak wielki udział. Przeciwko Realowi zawsze trzeba grać na 100% i mi się to udało. 
- Po bramce Higuaina w 16' Barcelona wyglądała na załamaną. Nic nie wskazywało na to, że strzelicie jeszcze 3 bramki.. - źle się czuła, najchętniej pobiegłaby teraz do toalety i zwróciła dzisiejsze śniadanie. Musiała to jednak wytrzymać.
- Tak, to prawda. Ale wtedy powiedzieliśmy sobie: "Kim my psia krew jesteśmy? Mamy grać jak Barcelona - do końca, cholera jasna!". I się udało. Mieliśmy trochę szczęścia, że Real nie wykorzystał swojej psychicznej przewagi. Teraz mamy tytuł i jesteśmy bardzo zadowoleni. - spojrzała swoimi smutnymi oczyma w jego, te śmiejące się. "<<Szczęście.>>. Brzmi znajomo. No tak, przecież wy zawsze macie szczęście." - oszczędziła tę uwagę. Była w pracy. Nie mogła tego zrobić. A tak bardzo chciała zmieść uśmiech z jego twarzy.
- Czy uważa Pan, że walka między Realem a Barcą już się skończyła? Że Duma Katalonii wróciła na tron? - nie miała zadawać tego pytanie. Było awaryjne. W razie gdyby... przegrali. Bo przecież mieli to wygrać, cholera. 
- Nie, oczywiście, że nie. Real zawsze będzie niebezpieczny. Ale to też zależy od nich samych. Zależy, jak przyjmą porażkę. Mogą się poddać, chociaż uważam, że tak się nie stanie. Według mnie, w następnym sezonie, będą walczyć. Dlatego też my nie możemy zakrztusić się zwycięstwem i ciągle iść do przodu. -
Pocieszyło ją to, tak odrobinkę. Niby to było normalne, w końcu każdy mógł tak powiedzieć. Ale z ust egzekutora wszystko było dla niej o wiele cenniejsze. Znowu się uśmiechnęła. Tym razem szczerze. Zadała mu jeszcze kilka pytań, a następnie podała piłkarzowi rękę. 
- Mógłbym teraz ja zadać Pani kilka pytań? - spytał, odwzajemniając uścisk. 
- Dobrze. Może być. - odpowiedziała trochę speszona i wyłączyła dyktafon, działający od początku ich rozmowy.
- Jesteś madridistką, prawda? - zapytał z lekkim niepokojem z głosie. Jakby miał nadzieję, że odpowiedź będzie negatywna. 
- Tak. - tym jednym słowem rozwiała jego wątpliwości.
- Dlaczego? - zdziwiło ją to pytanie, ale bez zastanowienie udzieliła odpowiedzi.
- Z tym trzeba się urodzić. Katalończyk tego nie zrozumie. - oznajmiła trochę niegrzecznie. Widać było, że się trochę tym przejął. To tak, jakby obrażała jego narodowość. Przynajmniej on to tak rozumiał.
- W takim razie dziękuję za udzielony wywiad. Do widzenia. - pożegnał się bez emocji. Skinął głową i ruszył w kierunku wyjścia, a ona stała tam nieruchomo, świadoma, że powiedziała coś niewłaściwego. Pierwszy raz jej się tak zdarzyło. Że nie pomyślała. "To przez tę porażkę.." - usprawiedliwiała swoje zachowanie.


~*~

Przez część rozmowy z Cesciem przeszła jej ta chandra, która towarzyszyła jej od ostatniego gwizdka sędziego. Poczuła się spokojna, już nie tak nieszczęśliwa. I sama to zepsuła. Tymi kilkoma słowami. Teraz szła struta w stronę domu przyjaciółki, u której zamierzała spędzić ten weekend. Nie może pokazać się jej taka zdołowana. Musi schować do wszystko gdzieś głęboko, żeby za nic w świecie nie wypłynęło na wierzch. Kiedyś do tego wróci. W jakiś gorszy dzień. Ale nie teraz. Później.


~*~

Wolał nie imprezować. Miał powody do udania się w kierunku jakiegoś klubu, w końcu wygrana z Realem nie zdarza się codziennie. Jednak coś go tknęło, żeby sobie odpuścić. Zdąży jeszcze pochlać, po zakończeniu ligi. Ale teraz pojedzie do domu, pogada o meczu z Kasią. Ta na pewno rzuci się na niego, gdy ten przekroczy próg domu. Mała wariatka.

W pogodnym nastroju dodarł na posesję Holendra. Nie chcąc narażać się na przedwczesne ekscytacje Polki, wszedł niezauważalnie do salonu. To, co tam zobaczył, lekko go zaskoczyło. 
- O! Cesc! W końcu się poznacie. - uśmiechnięta szatynka patrzyła to na nią, to na niego. Obydwoje stali zmieszani. Z osłupienia pierwsza wyłamała się blondynka.
 - Tak właściwie, to my się już znamy.
__________________________________________________________
No to dodaję. Trochę spóźniona, ale jest : >
Co do odcinka, to chciałam zrobić to inaczej, ale nie wyszło, więc macie wersję zastępczą. 
Mam nadzieję, że dobrą muzykę dopasowałam. Zawsze mam z tym problem ;)

Bye, bye : *

poniedziałek, 10 grudnia 2012

5.Wszystko, tak naprawdę, zależy od nas samych. cz.1.


Znowu wracała do domu. Za pierwszym razem była zadowolona, szczęśliwa, pewna wygranej. Teraz wracała zdezorientowana i - tak jakby - przegrana. Gdyby chociaż była czegoś pewna. Czegokolwiek. Ale nie była. Nie wiedziała, co myśleć. O nim, o sobie. Może to jej wina? Może to ona zawiniła? A może wina była po środku? Może tak miało być? Tyle pytań - żadnej odpowiedzi. Dlaczego to musi być tak cholernie trudne?! Pieprzone życie...
Była noc. Nie miała sił ani ochoty na nic. Smutek, rozpacz, żal - to właśnie czuła. Skierowała się w stronę sypialni i położyła się na łóżko. Chciała, ale nie mogła zasnąć. Chciała przestać o tym wszystkim myśleć. Już tak nie mogła. Jej mózg był na granicy wytrzymałości. Jednak nadal to robiła. Nadal o nim myślała. Podświadomie. A przecież musiała zasnąć. Za dwa dni Gran Derby! Kiepskie próby skierowania swych myśli na inny tor. Nadal nie znalazła rozsądnego wyjaśnienia jego zachowania. Złe samopoczucie, przegrana z Betisem? Nie, przecież on nie był taki. Nigdy tak bardzo nie przywiązywał się wynikami. Poza tym, skąd ta diametralna zmiana względem jej? Jeszcze kilka dni temu był miły, serdeczny, nawet nią...zainteresowany. Dzisiaj był chamski, niegrzeczny i wyraźnie znudzony. Przecież to nienormalne!
Zasnęła grubo po północy, nadal dręczona myślami o Sergio.


~*~
Był tak strasznie wkurzony! Nie chodziło o Polkę, przecież ona miała być tylko na jedną noc. Chodziło o jego karierę. Gdyby ankietowani z "Familiady" mieliby odpowiedzieć na pytanie: "Kto jest najlepszym środkowym obrońcą?" większość wybrałaby jego - Sergio Ramosa Garcię. Jednak najwyraźniej w tych ankietowanych nie znalazłby się pan Jose Mourinho. Można powiedzieć: taki jest trener. Wymaga od ciebie, nawet gdybyś był najlepszy.Problemem było to, że uczuciem napędzającym Portugalczyka nie była chęć poprawy ideału, on po prostu nie lubił Hiszpana. I okazywał to na każdym kroku. Faworyzował tego, jak mu tam, Diego*. Bo co? Bo byli z tego samego kraju?! "To chore. Chore i żałosne!" 

~*~

Szła ociężałym krokiem w stronę swojego miejsca pracy. Musiała jeszcze dzisiaj tyle zrobić. Pytania na wywiady. Na co najmniej DWA wywiady. Z kimś z Realu i z kimś... z Barcelony. Po przeżyciach ostatnich dni mogłaby nie wytrzymać nerwowo. Więc musiała się jeszcze przygotować mentalnie. Postanowiła iść na zakupy i do kina. Oczywiście sama. Na jakiś horror albo coś sensacyjnego. Może to ją jakoś uspokoi. Tylko...co z nim? Najchętniej dałaby sobie spokój. Czuła, że to wszystko niszczy ją od środka. Coś z rodzaju: co za dużo to nie zdrowo. Za dużo szczęścia. Gdy jesteśmy za bardzo szczęśliwy już wiadomo, że coś się spieprzy. Przypadek Pauliny tylko potwierdzał tę tezę. Niestety. Ale jak mogła dać sobie spokój? Jak mogła zapomnieć, gdy cały czas był tak blisko jej. Nie rozmawiali ze sobą - fakt, ale teraz rzadko z którymś prowadziła konwersacje - oczywiście te prywatne. Oprócz Gonzalo, z nim nawiązała bardzo dobry kontakt. Nie wiedziała, dlaczego akurat Argentyńczyk. Przed poznaniem całego składu jakoś go nie zauważała. "Ot, taki to napastnik, żeby nie było, że tylko Ronaldo strzela." Przypadek? Dla niego nie. Nie wiedział, choć domyślał się, co zrobił jej Ramos. Że ją zranił. Starał się jej to wynagrodzić. Uratować honor drużyny.

~*~

Więc dlaczego nie odwołał spotkania? Przecież nie musiał jej tego robić. Ona zrozumiałaby to.. Tylko, że on chciał się z nią zobaczyć. Chciał się na niej wyżyć za to, co zrobił mu Mou. Będzie cierpiała? - nieważne. Przecież dla niego miała być tylko laleczką, którą można wyrzucić... Swoje "zadanie" wykonał z nawiązką. widział, jak na twarzy Pauliny pojawiają się łzy, które chciała ukryć. Tak bardzo chciała, żeby ich nie zobaczył. Chciała być silna, chciała pokazać swoją niezależność względem jego osoby. Mimo że w środku rozpadała się na kawałki. Za dużo oczekiwała? Może..a może raczej to, że cały czas żyła w przekonaniu, że jej Real to drużyna idealna. A teraz, przy poznaniu jednego, tego pierwszego z nich, ta idylla pękła jak bańka mydlana. Ale go to nie obchodziło. Nie dbał o to, że to on jest wszystkiego winny. Czy on w ogóle o coś dbał?

~*~

Nadszedł ten dzień. Obładowana notatkami siedziała w strefie V.I.P. na Camp Nou. W swojej głowie widziała tyle scenariuszy. Dobrych, złych. Analizowała. Wszystko. Sytuację w tabeli, w drużynach, style gry, ostatnie zwycięstwa. Robiła to tak wiele razy. Szala przechyliła się na stronę madryckiego klubu. Mimo straty do królującej Dumy Katalonii, teraz wygrywał już systematycznie. Za to Barca traciła punkty z samej końcówce sezonu. Z 15 punktów przewagi i - jak mogłoby się wydawać, wygranej ligi - nagle zrobiło się tylko 8 punktów - 3 kolejki przed końcem. Jednak, piłka to nie matematyka. I Paulina o tym wiedziała. "Musi się udać, po prostu musi!" - myślami dopingowała siebie i chłopaków.

~*~
(tymczasem z szatni Realu Madryt)

- Ty, Gonzo. Zauważyłem, że coś często się kręcisz wokół naszej koleżaneczki. - zauważył złośliwie Sergio.
- A co, nie mogę? - odparł atak Argentyńczyk.
- Jeszcze z nią nie skończyłem - teraz na twarzy obrońcy pojawił się uśmieszek. Ten znienawidzony przez napastnika uśmieszek. Jego twarz natomiast nie wyrażała żadnych emocji. Żadnej mimiki.
- Odwal się. Ode mnie i od niej. Chcesz ją zranić? Wyruchać i zostawić, tak?! Czy ty w ogóle pomyślałeś, co jej się może stać?! Doskonale wiesz, że nie dzieli się swoimi emocjami i wiesz też to, że kocha Real Madryt. Chcesz żeby się załamała, bo jej ukochany, idealny klub stał się okropnym wytworem diabła przez takiego dupka jak ty?! - Gonzalo nie wytrzymał. Za długo trzymał język na zębami. Nie potrafił patrzyć, jak ktoś ranił kobietę. W przypadku Ramosa czasem mrużył oko, bo wiedział, że obrońca zna sztuczki, które pomogą uniknąć zranionych serc i tych ton chusteczek. Ale nie, nie teraz. Paulina była jego przyjaciółką, może kimś więcej. Nie wiedział, ale chciał się dowiedzieć. Chciał ją dalej poznawać. Nie mógł pozwolić na to, żeby cierpiała. Uśmieszek powoli znikał z twarzy Sergio. Nikt wcześniej nie wypominał mu czegoś takiego. 
- Myślałeś o tym?! Czy ty w ogóle, kurwa, myślisz?! - skończył swój pouczający monolog i udał się w stronę wejścia na boisko. A on został. Mógłby pobiec za nim i go po prostu uderzyć, poprowadzić kontratak, słowny, siłowy, nieważne. Mógłby, ale tego nie zrobił. Może gdyby choć trochę przejął się tym, co napastnik mu powiedział. "Ale dobrze, będziemy walczyli". Nie o dziewczynę. Miał już pomysł. Bitwy na boisku, nie poza nim. "Chce wojny, to będzie ją miał!" - powiedział w myślach Hiszpan i ruszył  kierunku wcześniej obranym przez Pipitę

*Diego to postać zupełnie przeze mnie wymyślona.
___________________________________________________________
Część pierwszą dodaję dzisiaj, drugą dodam jutro. Miał być to jeden odcinek, ale za bardzo się rozpisałam, w wyniku czego wyszły dwa. Z reszta, nie mam sił przepisywać tych kilku stron na komputer. Cescu jest kontuzjowany i jest mi z tego powodu bardzo smutno. Ale Barca przynajmniej wygrała, a Messi pobił rekord. 

Bye, bye : *

PS: Dziękuję za 1400 wejść ;3
PSS: Przypominam o zakładce "Informator". Tam możecie mnie powiadamiać :>
PSSS: Zapraszam na tego o to bloga -> we-must-learn-to-love.blogspot.com

niedziela, 2 grudnia 2012

4. Mocno w to wierzyła.



Pierwszy dzień w pracy. Pełen wątpliwości. Obaw. Jak tam będzie? Standardowe pytania każdego nowicjusza, każdej nowicjuszki. Ale ona jakoś się nie bała. Czuła, że tam będzie jej dobrze. Że ta praca będzie jej azylem. Azylem, do którego będzie mogła się schować przed całym złem. Bo nawet tutaj, w słonecznym Madrycie, istnieje zło. Była realistką, więc wolała się zabezpieczyć. Zabezpieczeniem miał być Real Madryt. Nie mogło być inaczej. Mocno w to wierzyła.

-Nie bądź śmieszna, nigdy ci się to nie uda.

Słyszała te słowa w swojej głowie. Słowa jej rodzicielki, jej znajomych.

-Warto mieć marzenia... nawet te... nierealne.

Nawet ulubiona nauczycielka w nią nie wierzyła. Ale czy były nierealne? Wtedy tak myślała. A jednak! Jednak się udało. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Zbyt wiele wycierpiała znosząc te wszystkie upokorzenia...

 -Jesteście już na tyle dorośli, że możecie powiedzieć, co chcecie w życiu robić. Paulino może się wypowiesz?
- Chciałabym być dziennikarką. Chciałabym też pracować w Madrycie. W Realu Madryt.

Śmiech klasy. Złośliwy uśmieszek nauczyciela. Lecz jej głowa uniesiona do góry. Ale w sercu tak wielki żal. Tyle złych wspomnień. Jak to dobrze, że była Kasia. Ona jedyna podtrzymywała ją w dążeniu do tego celu. Dziwne? Na pewno nie. Dwie pozytywnie rąbnięte przeciwko całemu światu. Uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła pozwolić, aby to wszystko poszło na marne. A już na pewno nie może pozwolić na to, żeby jej błędy zniszczyły pięknie zapowiadającą się przyszłość w Madrycie.

Ubrała się elegancko i wyszła z wynajmowanego mieszkania. Przez ogromne korki w centrum miasta, dotarła na miejsce pół godziny później, niźli chciała, na szczęście nie na tyle późno, by była spóźniona. Przed wejściem na teren Valdebebas i jednocześnie teren telewizji, wzięła głęboki oddech. "A więc tak to wszystko się zacznie." - pomyślała i przekroczyła sobie tylko znaną granicę. Granicę, która tak jak oddziela państwa, tak oddzielała jej "życia". To w Polsce i to tutaj, w Hiszpanii. Pierwszą taką "granicę" przekroczyła po wyjściu z samolotu, jednak to dopiero w Valdebebas dopełniła obrzędu zamknięcia jednego rozdziału i zaczęcia nowego. Przez chwilę była zagubiona. Jakby nagle jej znajomość języka hiszpańskiego gdzieś się ulotniła. Nie wiedziała, gdzie iść, ani kogo spytać. Nogi same zaprowadziły ją tam, gdzie trzeba. 
- Weź się z garść! To może być twoja jedyna szansa! - starała się przemówić do swojego rozumu, nie zdając sobie sprawy, że powiedziała to na głos. 
- Przepraszam, szuka Pani czegoś? Mogę pomóc. - nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, do kogo należał ten głos. Słodki, jednocześnie bardzo męski. Jeśli teraz się obejrzy, zobaczy najprzystojniejszego i najlepszego środkowego obrońcę świata. Jej kochanie. Nie, takiej pokusie nie mogła się oprzeć.
- Właściwie nie, dziękuję. Po prostu będę tu pracowała i się trochę boję. - odwróciła się i spojrzała w jego oczy. Cudowne. I śmiejące się. 
- Jestem Sergio. Też tutaj pracuję. - posłał jej najsłodszy uśmiech hiszpańskiego sportu. 
- Paulina. Paulina Pszczółka. - i ona się przedstawiła. 
- Trochę cię obserwowałem - zrobił małą pauzę - i wyglądałaś na bardzo zdenerwowaną. Nie każdy mówi sam do siebie... - kolejny piękny uśmiech. Nogi jak z waty. Kołatające serce w piersi. To właśnie działo się w organami ciała blondynki. A do tego, zaraz spotkanie z prezesem. Jak ona to przeżyje? Była perfekcjonistką, ale co z tego, skoro miała przed sobą samego Sergio Ramosa. Niby wiedziała, że spotykanie się z nimi będzie od teraz jej codziennością. No właśnie, niby. Bo w praktyce, była zaskoczona niczym małe dziecko oczekujące w Wigilię pierwszej gwiazdki. Wie ono, że ciało niebieskie się pojawi, jednak i tak jest zdziwione, gdy to już się stanie. I stała tak przed nim nic nie mówiąc, uśmiechając się, jakby coś jej dolegało, ciągle nie dowierzając swoim oczom. Niezręczną ciszę, panującą wokół nich, przerwał,  ni stąd, ni zowąd, szef madryckiej telewizji, wychodząc z gabinetu. 
- Witam Panią. Zapraszam do środka. - wskazał ręką drzwi pomieszczenia i przepuścił dziewczynę w przejściu.
- Do zobaczenia w pracy. - puścił jej oczko i skierował się w stronę ośrodka, w którym pozostali już ciężko trenowali.  

- Ramos! Dodatkowe kółka za spóźnienie! - głos trenera dotarł do niego szybciej niż zdążył postawić stopę na murawie. Z Mou nie było żartów, więc posłusznie wykonał polecenie.

- Ej, czemu się spóźniłeś? - spytał Gonzalo.
- A wiesz, taka jedna dupa będzie teraz z nami wywiady robiła, fotki pstrykała i takie tam. - mówiąc to, na twarzy gracza numer "4" zagościł szeroki uśmiech. Uśmiech dziecka. Paulina była ładną dziewczyną. Możliwe, że była również mądra i inteligentna. Ale on nie zamierzał tego sprawdzać. Zaliczyć. Tylko to chciał  zrobić. Niczego więcej nie zamierzał. Bo po co? Mógł mieć każdą, był młody i bogaty. Nie chciał się przywiązywać do jednej kobiety. To na pewno nie było w jego stylu.
-Oj, Sergio, Sergio. Czy ty kiedykolwiek wydoroślejesz? - spytał ironicznie Argentyńczyk, wracając do ćwiczeń.

~*~

- Będzie Pani robiła to, co dotychczas. Żadnych nowości. Wywiady po treningach, konferencje prasowe. Będzie Pani też jeździła z graczami na mecze wyjazdowe. Wiem, że jest Pani tu od niedawna, więc pomożemy Pani zdobyć jakieś mieszkanie. Pensja powinna Panią zadowolić. Przepraszam, ale trochę się spieszę. Może przedstawię Panią graczom i sztabowi? - cały ten monolog dyrektor Real Madrid Television wygłosił na jednym tchu. Ona siedziała i słuchała. 
- Gdzie mam podpisać? - spytała i po wskazaniu danego miejsca, pozostawiła na kartce papieru swoje nazwisko. 
- Niech mi Pan mówi Paulina. A teraz chodźmy. - skierowała się na mężczyzną z czarnym garniturze.

~*~

- Kończymy na dzisiaj, panowie. Pan Garcia chce wam kogoś przedstawić - powiedział Jose do zziajanych piłkarzy. Byli okropnie zmęczeni, lecz każdy z nich wykrzesał z siebie co się dało, by jak najlepiej wypaść przed nową reporterką.
- Chciałbym wam przedstawić waszą nową koleżankę z pracy. Przejmie obowiązki Danielli, która, jak wiecie, już tu nie pracuje. Paulino, opowiedz coś o sobie. - przedstawił ją krótko szef RMT. 
- Tak więc, nazywam się Paulina Pszczółka, jestem z Polski i od teraz będę prowadziła z wami wywiady i tym podobne.. - co jeszcze ma powiedzieć? To, że lubi koty, czy może powinna już skończyć swoją przemowę? Chłopcy wyglądali jak z krzyża zdjęci, więc nie chciała zabierać im czasu. Z drugiej strony, nie chciała pozostawić po sobie tylko tych kilku zdań.  - ...i jestem wierną fanką Realu Madryt, któremu kibicuję od dziecka. Hala Madrid! - uśmiechnęła się, a wszyscy Los Blancos to odwzajemnili. Pomimo potwornego zmęczenia, każdy znalazł w sobie ziarnko sił, by z nią pogadać i pożartować. Jednak owe zmęczenie dało im się we znaki, więc na ławce, gdzie jeszcze przed chwilą, pełno było graczy w białych koszulkach, teraz został tylko on - Sergio.
- Nie mówiłaś, że jesteś madridistką... - zagaił blondyn.
- Bo nie miałam na to czasu, przecież zdążyłam się tylko przedstawić, z resztą, pierwszą rzeczą, którą mówię nowo poznanej osobie, nie jest to, że kibicuję Realowi. - wstała z ławki, udając się wolnym krokiem w towarzystwie Ramosa w stronę wyjścia.
- Nie, ale zawsze mogłaś się na mnie rzucić. Większość dziewczyn tak robi. Wtedy nie musiałabyś nic mówić. - ukazał rządek białych zębów. Ona tylko się zaśmiała. Chore fanki. Nie jej charakter. 
- Tak, tak, i co jeszcze, Panie Skromny? - zatrzymała się i podniosła delikatnie brew. 
-Nic, oprócz mojej prośby o twój numer i propozycji wspólnego wyjścia na lody. - tak prosto w mostu jej to zaproponował. Po zaledwie kilku godzinach znajomości. Czy to miałaby być randka?! "Wyluzuj, to tylko koleżeńskie spotkanie" -rozum podpowiadał jej, aby dała swój numer piłkarzowi i zgodziła się na jego propozycję. Kuszące. I znowu nie mogła mu się oprzeć. Znowu podświadomie mu uległa. 
- Bardzo chętnie. - wznowiła krok i podała mu te kilka cyferek zapisanych w telefonie. - Do zobaczenia! - pożegnała się z nim i zniknęła z jego pola widzenia.
___________________________________________________________
Mącę, mącę, wiem : >
I o to właśnie mi chodzi.
Chociaż już niedługo wszystko się wyjaśni.
Nie podoba mi się. I tak się spóźniłam, więc musiałam coś wstawić. Takie bez weny. 
:<
Dziękuję za liczne uwagi. Staram się wyciągać z nich wnioski :)
I dziękuję jeszcze za 1000 wejść, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy :*

PS: Kolejne odcinki będę raczej wstawiała właśnie w weekendy. W tygodniu w ogóle nie mam czasu :/

Bye, bye.
< 3