czwartek, 22 listopada 2012

3. Nasze przeznaczenie jest zapisane w gwiazdach i nic nie może tego zmienić.



Jechała taksówką do domu. Była zadowolona. Miała co najmniej 90% szans, że to ona właśnie zostanie dziennikarką sportową w madryckiej telewizji. Ale była też strasznie zmęczona. Chodzeniem po stolicy. I również z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. A gdy pomyślała, że już niedługo będzie tam, razem z Kasią, mieszkać, ogarnęło ją takie uczucie, jakby ktoś gdzieś spełnij jej najskrytsze marzenie. I właściwie była to prawda.
Gdy dojechała, zapłaciła taksówkarzowi i skierowała się w stronę domu. Jak zawsze, w przypadku Kasi, wrota były otwarte. Weszła, zamknęła za sobą drzwi i, nie budząc nikogo, poszła do swojego pokoju.
~*~
Czym jest szczęście? Samo słowo ma na pewno pozytywne znaczenie. Ale czym jest? Nie można go dotknąć, chociaż istnieje. Czasem możemy je zobaczyć w drugiej osobie. 
Szczęście ma tak wiele znaczeń. 
Wystarczy otworzyć pierwszą z brzegu encyklopedię, żeby zobaczyć, jak ludzie je pojmowali i pojmują. Nadal, na przestrzeni wieków. W teorii wszystko wygląda prosto, w praktyce zaś jest o wiele trudniej. Kiedyś szczęściem było, gdy przeżyło się zarazę dżumy czy głód. Teraz szczęście może oznaczać coś, co sprawia nam radość. Ale czy to co sprawia nam radość jest jednolite i jednakowe dla każdego z nas? Dla niektórych szczęściem będzie robienie tego, co jest ich powołaniem, przeznaczeniem. Dla innych to uczucie wiąże się z brakiem obowiązków i wygodą. Jeszcze inni tłumaczą szczęście jako życie z kimś, kogo się kocha. Dla kolejnych szczęście to spełnianie własnych marzeń. Krok po kroku. Nawet okraszone cierpieniem. 
Jednak każde "szczęście" sprowadza się do jednego. Szczęśliwy człowiek to ten, który wstając z łóżka ma uśmiech na twarzy. Bo gdy śpimy, nie możemy udawać. Tylko wtedy jesteśmy prawdziwi.
~*~
Ona uśmiechała się całą noc. Katalońskie słońce świeciło cudownie, a ona poczuła, że jest tutaj szczęśliwa, cholernie szczęśliwa, i że nikt tego nie zmieni. Nie chodziło o to, że zakochała się w poznanym przed tygodniem piłkarzu. To była raczej fascynacja jego osobą. Znała go tylko z telewizji, uważała go za przystojnego, aczkolwiek zwyczajnego mężczyznę. Ale gdy poznała Cesca naprawdę, jej stosunek do niego zmienił się o 180°. Był czuły i romantyczny. Taki... idealny... dla niej. A teraz będzie z nim mieszkała. Postanowiła przedłużać swój pobyt z Barcelonie jak tylko się da. Znalazła pracę w szpitalu, więc miała wymówkę. Ale ważniejszym powodem był on. Była zdania, że żeby kogoś pokochać, nie wystarczy tydzień czy dwa. Trzeba się poznawać cały czas. Poznawać swoje wady i zalety. Poznawać siebie samego. Czy jesteśmy zdolni, aby pokochać tę osobę, pomimo jej wad. Bo przecież nikt nie jest perfekcyjny. Fakt, była zafascynowana Hiszpanem, ale to przecież nie skreślało możliwości bycia z nim. Chciała z nim spędzać jak najwięce czasu. Bo kto powiedział, że nie można skosztować szczęścia, gdy ma się je tuż przed nosem?
~*~
Ona również nie była mu obojętna. Była - tak jak powiedziała - inna niż wszystkie. Taka bezpośrednia, otwarta. Impulsywna, choć w jej przypadku ta cecha dodawała jej tylko słodkości. Ale nie tym go najbardziej oczarowała. Miała taką zaletę, której nie widział u żadnej innej kobiety. Nawet nie umiał określić słowami, jaka to cecha. Była szczęśliwa, chociaż nie miała powodu. Była szczęśliwa w chwilach, w których każdy byłby zły. Znał ją tylko tydzień, a czuł, jakby znali się od małego. Bardzo się zaprzyjaźnili. Nie wiedział, czy czuł do niej coś więcej. Wolał poczekać, aż Kasia sama wyśle sygnał, sprowokuje go. Wtedy nie zawaha się ani chwili.
~*~
A ona? Spełniała się w Madrycie. W telewizji sportowej. Czasem odwiedzała Kasię z Barcelonie, czasem ta druga tutaj, w stolicy. Mieszkała w małym mieszkaniu razem z koleżanką ze stacji. Szukała nowego lokum, większego, gdzie mogłaby zamieszkać razem ze swoją przyjaciółką. Wiedziała, że szatynka poznała jakiegoś piłkarza Barcelony... "Fabregasa, tak?". Ona jak na razie nie miała okazji się z nim spotkać podczas odwiedzin u Kasi, ale jakoś nie było jej do tego spieszno. "Pff, Katalończyk." - takie myśli chodziły po jej głowie. Kiedyś poznanie Dody było szczytem najskrytszych marzeń, a co dopiero hiszpańskiego piłkarza. Ale teraz? Teraz już nie, a to dlatego, że już po tygodniu pracy w Television Mediaset, dostała propozycję przejścia do Realu. Tak, TEGO Realu. Przedstawiciele klubu ze stolicy zobaczyli ją na meczu ligowym z Levante. Real wygrał, a ona była świetna. Jej wywiad ze zdobywcą hat-tricka - Benzemą, tak oczarował Real Madrid Television, że postanowili ją mieć u siebie. A ona zgodziła się od razu. Perspektywa obcowania z graczami, którzy byli uosobieniem jej największych marzeń ukazywała jej się w królewskich barwach - tych, które były w jej duszy i sercu. Obcowanie z nimi na co dzień, na każdym treningu, na każdym meczu, wywiady, reportaże. To był jak osobisty bilet do raju. Wygrana na loterii. Wybrana z tłumu innych dziennikarek takich jak ona. A jednak to nie one tu były, tylko właśnie Paulina Pszczółka. Ta wiadomość, ten fakt zajmował pierwsze miejsce w jej głowie. Była tak szczęśliwa. I tym swoim szczęściem postanowiła się dzielić całym światem. Zaczynając oczywiście od Kasi. 
Późnym sobotnim porankiem wsiadła na pokład samolotu lecącego do Barcelony.
~*~
-Hej, kochana! Ale się za tobą stęskniłam. - tymi słowami przywitała się z szatynką. Mimo, iż była bardzo szczęśliwa tam, w Madrycie, w stolicy Katalonii zostawiła kogoś, bez kogo nie mogła żyć. Mimo odległości, która je dzieliła odwiedzały się, gdy tylko mogły. Były problemy. Z transportem (strajki na lotniskach), ale też ze znalezieniem czasu. Kasia pracowała w szpitalu, co wymagało od niej całkowitej dyspozycji czasowej i zapewniało częste wezwania w środku nocy, bo czyjś mały skarbek postanowił powitać ten świat. 
Kochała to, całym sercem. 

Ten weekend spędzony razem był cudowny. Obie były ostatnimi czasy bardzo radosne - każda z wiadomych sobie powodów. 

Blondynka nie miała szansy go poznać. Był w Gijonie, gdzie w niedzielę mieli grać mecz przeciwko miejscowej drużynie. Wygrali go, a on sam strzelił gola i zaliczył asystę. Dziewczyny nawet nie poruszały tematu piłkarza. Paulinę niezbyt on obchodził, z resztą teraz była zajęta innymi rzeczami, a Kasia po prostu nie chciała. Nie umiała kłamać, ani udawać. Gdyby zaczęły rozmawiać o barcelońskiej "4" jej policzki okryłyby się rumieńcem, a ona sama byłaby zdemaskowana przez przyjaciółkę. Nie była pewna swoich uczuć, więc na razie nie chciała się z nikim nimi dzielić. "Powiem jej o nim, ale jeszcze nie teraz, nie tak szybko. Przecież muszę być pewna."
~*~
Minęli się. Ona w drodze na lotnisko, on - zmierzając do domu. Jechali w przeciwnych kierunkach, nieświadomi, że w bliżej nieokreślonej przyszłości ich drogi się spotkają i tylko od nich samych będzie zależało, co z tym fantem zrobić. Możliwość podróży ich wspólną ścieżką jawiła się coraz wyraziściej, mimo iż nawet się nie znali...

_____________________________________________________
No i jest. Trochę za bardzo fantazjuję, ale muszę, żeby akcja szła naprzód. Pisany na szybko, więc wybaczcie błędy, i to, że znowu za krótki. Za mało czasu na pisanie. ;/
Ale za to, będzie dużo odcinków : D <- mam nadzieję, że to dla Was dobra wiadomość.




czwartek, 15 listopada 2012

2. Znajomy Nieznajomy.


Obudziło ją hiszpańskie słońce, będące już dość wysoko na horyzoncie. Leniwie zwlekła się z łóżka i zobaczyła na stoliku nocnym karteczkę od przyjaciółki: "Wrócę wieczorem. Mam w planach małe zwiedzanie stolicy, więc nie czekaj z obiadem. Paulina =] " Uśmiechnęła się pod nosem. Była ciekawa jak jej pójdzie rozmowa o pracę. O wymarzoną pracę dla niej. Chciała być dziennikarką sportową. Miała na to zadatki. Z resztą nadawała się do każdej pracy. Każdy szef chciałby mieć taką punktualną osobę w swojej firmie. "Pewnie jak zwykle umiera ze stresu. Ja na szczęście jeszcze nie muszę. Chociaż Paula będzie zła, gdy dowie się, że nie zaczęłam niczego szukać. Dobra, poszukam. Ale później. Teraz muszę się wykąpać." Wzięła potrzebne rzeczy i wybrała się do łazienki na dole. Słuchała muzyki w słuchawkach i po woli "tonęła" w błogim uczuciu, jakie dawała jej ciału gorąca woda. Układała w swojej głowie plan dzisiejszego dnia.
Chciała iść na Camp Nou, ale musiała też poszukać pracy w internecie. Musiała się też rozpakować. "Najpierw obowiązki, później przyjemności" - pomyślała i wyszła z zimnej już wody. Owinęła się ręcznikiem i opuściła zaparowane pomieszczenie. Na dywaniku w przedpokoju zobaczyła męskie buty. I męską bluzę. Zignorowałaby to, gdyby nie fakt, że wczoraj niczego takiego tutaj nie było. I wtedy uświadomiła sobie, że od wyjścia Pauliny, drzwi wyjściowe były otwarte. Prawie zemdlała ze strachu. " Za dużo horrorów się naoglądałam i teraz mam. " Po cichu weszła do kuchni, skąd wzięła patelnię. Był to głupi pomysł, ale w tamtej chwili bała się najgorszego. W swoim umyśle widziała seryjnego morderce z zakrwawionym nożem. Nie robiąc żadnego hałasu przeszła na pierwsze piętro. Od jednego z pokoi drzwi były uchylone. A za drzwiami stał on. Pochylony, jakby czegoś szukał. " Matko, on okrada dom Ibiego! Przecież on mnie zabije, gdy dowie się, że nie zamknęłam drzwi..." - pomyślała, i nie zastanawiając się ani chwili walnęła nieznajomego metalowym przedmiotem.
~*~
" Co ja zrobiłam? Co ja TERAZ zrobię? " - szukała w myślach jakichkolwiek rozwiązań. Gdy mężczyzna wyłożył się jak długi na podłogę po ciosie dziewczyny, była z siebie dumna. W końcu ogłuszyła złodzieja. Ale jej duma nie trwała długo. Bo potem zobaczyła jego twarz. Wcale nie był nieznajomym, ani tym bardziej złodziejem. Znała go doskonale. I prawie zabiła! 
Pomocnik FC Barcelony. 
Numer: 4. 
Lat: 25.
" Oddychaj spokojnie! Oddychaj spokojnie, Kasia! " - mówiła sama do siebie, z nadzieją, że to coś da. Nic z tego. Była kłębkiem nerwów, ale wtedy naszedł ją jakże świetny pomysł sprawdzenia, czy piłkarz oddycha. " Uff... oddycha. " Sprawdziła też ranę - na szczęście skończy się tylko małym siniakiem. Położyła go jakoś na kanapę i przyniosła lód. " Chyba mnie nie zabiję? Tylko, co on robił w mieszkaniu Holendra?! "
~*~
Usłyszał trzask, poczuł ból i już nic więcej nie pamiętał. 
Czuł, że jego głowa zaraz eksploduje, ale powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Otworzył oczy i zobaczył młodą dziewczynę... w samym ręczniku. Gdyby nie ten "wypadek", uznałby początek dnia za bardzo udany. Próbował wstać, ale wtedy ból się wzmógł, a z jego ust wydobyło się syknięcie.
- Cii.. nie ruszaj się. - powiedziała nieznajoma. - Przepraszam, to ja ci to zrobiłam. Przestraszyłam się. - spuściła wzrok i położyła lód na jego głowę. - Kim jesteś? - spytał zdezorientowany reprezentant Hiszpanii. - Oj, przepraszam jeszcze raz. Zapomniałam się przedstawić. Jestem Kasia Moris i mieszkam tu od wczoraj.
- Kjasia? Nie jesteś Hiszpanką.. - gdy wypowiadał imię dziewczyny, na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Jestem Polką, a ty pewnie jesteś Cesc Fabregas, prawda? 
-Ups, teraz to ja przepraszam. - uśmiechnął się delikatnie. " Matko, jaki on ma cudowny uśmiech.. " - pomyślała dziewczyna. - Tak, to ja. Co tutaj robisz i co mi się stało? - mówiąc to wskazał dłonią swoją głowę. - Co do pierwszego twojego pytania, mogłabym cię spytać o to samo. To ty wtargnąłeś do mojego mieszkania bez zaproszenia. A co do drugiego... - speszyła się i zrobiła krótką pauzę. Taką, aby nie zobaczył, jak bardzo wstydziła się tego, co zrobiła. - Walnęłam cię patelnią. Myślałam, że jesteś złodziejem albo jakimś mordercą...- utkwiła w nim wzrok, by sprawdzić jego reakcję, na jej ostatnie słowa. Ale jego twarz wyrażała jedynie zamyślenie. - Twoje mieszkanie? A to nie jest czasem dom Ibrahima Afellaya? - podparł się i podniósł dłoń, by wskazać zdjęcie Holendra widniejące na ścianie, czego od razu pożałował, gdyż w tamtej chwili ból w jego czaszce maksymalnie się zwiększył. - Leż i się nie ruszaj. - instruowała go Polka. - Wiem, że to jego dom. Tylko, że Ibi mi go.. pożyczył. - wyjaśniła. - Jak mógł ci go pożyczyć, skoro, gdy do niego dzwoniłem, powiedział, że bez problemu mogę korzystać z jego lokum? 
- No to może wyjaśnimy to z Ibrahimem, co? Mógłbyś do niego zadzwonić? I wybacz, ale teraz cię opuszczę. Wolę się... ubrać.. - wstała i ruszyła w stronę swojego pokoju. Wróciła ubrana w dżinsy oraz łososiową koszulkę i widząc, że Cesc rozmawia z jej przyjacielem, usiadła na kanapie. - Jasne, rozumiem. - mówił do telefonu jej nowy znajomy. - Już ci ją daję. - zakrył głośnik i skierował się do Kasi. - Chce z tobą pogadać. - wzięła komórkę i rozpoczęła konwersację z przyjacielem.
- Tak, nie ma sprawy. Jakoś się pomieścimy. - wcisnęła czerwoną słuchawkę na klawiaturze telefonu i podała go piłkarzowi. - I jak? - chciał tu zamieszkać. Chociaż przez jakiś czas. Jego mieszkanie, w aktualnym stanie, nie nadawało się do bytowania tam. Zalał je. Tak, zalał. Tylko on - Francesc Fabregas był do tego zdolny. Ale taki właśnie był - nieogarnięty, często obecny tylko ciałem i robiący wszystko na ostatnią minutę. A to wszystko przez to, że uwielbiał rozmyślać. Problemem było, że to jego rozmyślanie tymczasowo pozbawiło go lokum. " Cesc, robisz to źle. " Tak robił to źle, i właśnie przez to wszyscy go uwielbiali. Jako jeszcze niedojrzałego chłopca. O przygarnięcie pod swój dach zwróciłby się do kolegów z drużyny, ale wiedział, że wyśmialiby  go. A Ibrahim był daleko i miał pusty dom. Był idealną opcją. 
-Cóż, Ibi ma dość duży dom, więc jakoś się pomieścimy. Zaprowadzę cię do twojego pokoju. - powiedziała Kasia i skierowała się w stronę schodów. - Nie będzie ci przeszkadzało to, że będziemy mieszkali tu razem? Sami? - zadał pytanie pomocnik Barcy. - Spokojnie, nie będziemy sami. Mieszkam tu z moją przyjaciółką Pauliną. Zapewne niedługo ją poznasz. Tylko wiesz... - urwała Polka. - Tylko co? - dopytywał się Katalończyk. - Ona jest fanką Realu i lepiej jej nie drażnić zbytnio. - wymusiła uśmiech, aby nadać tym słowom jakiś sens, bo wcale go nie posiadały. Bo czy dorosła kobieta powinna się denerwować, bo ktoś coś obraźliwego powiedział na jej klub? I jeszcze taka kobieta, jak Paulina? Pięta achillesowa. Słaby punkt. Przecież każdy taki ma: większy lub mniejszy. Jej był właśnie taki. 
-Ehh... Z kim ty się zadajesz - odwzajemnił uśmiech i poszedł za nią. - To tutaj. - pokazała graczowi jego pokój i udała się do swojego. 
~*~
Właśnie wyjmowała z wielkich pudeł wszystkie rzeczy, które przywiozła tu ze sobą z Polski. Trzymała w ręku ramkę ze zdjęciem. Ona i Ibi. Podczas ich pierwszego spotkania. Przed stadionem. Cieszyła się wtedy jak małe dziecko. Spotkała jednego ze swoich idoli, rozmawiała z nim, a na dodatek miała to zdjęcie. Gdy na nie patrzyła powracały tamte wspomnienia. Tamta nieopisana radość. Ta gula w gardle, przez którą nie mogła wydusić z siebie zwykłego " Hi! ". Uśmiechnęła się. Była to bezsprzecznie jedna z najcenniejszych fotografii jakie posiadała. 
-Długo się znacie? - usłyszała pytanie Hiszpana, które prawdopodobnie stał nad nią i tak jak ona wpatrywał się w jej najlepszą pamiątkę z Euro. - 3 miesiące. - odwróciła się i jednocześnie spuściła wzrok. Wyobrażała sobie jego minę. " Niecałe 100 dni, a ona już wzięła go na mieszkanie. Niezłe z niej ziółko " - słyszała, jakby co to właśnie Cesc wypowiadał te słowa. Powoli podniosła wzrok, ale zamiast groźnej miny zobaczyła tylko jego szeroki uśmiech. - Ładnie razem wyglądacie. - oświadczył, a następnie dodał. - Pomogę ci. Jak się poznaliście? - i opowiedziała mu tę samą historię co zeszłego dnia swojej przyjaciółce. Omijając oczywiście " iskrzenie " między nią a Holendrem. 
Kasia była osobą, która dawała szanse wszystkim. Była bardzo otwarta. Nawet, jak w przypadku Hiszpana, jeśli znała kogoś kilka godzin. W niektórych przypadkach szczerze tego żałowała, ale teraz czuła, że jemu może mówić wszystko. Kobieca intuicja. A ona przecież nie zawodzi. 
- Nie powinieneś mieć dzisiaj jakiegoś treningu? - skończyła swoją opowieść i zadała pytanie piłkarzowi. - Dzisiaj mamy dzień wolny. Na szczęście. - mówiąc to wskazał siniaka na swojej głowie. - O! Co za fajna koszulka, a nawet dwie! - krzyknął, a następnie dodał. - Nie wiedziałem, że lubisz Barcę. Myślałem, że skoro twoja przyjaciółka jest za Realem, to ty... - Tak wiem, świetnie się dobrałyśmy. - przerwałam mu, a ten odpowiedział. - Co do pierwszej koszulki, to nie mam pytań. - wskazał numer 20 na trykocie. - Ale ta? Trochę mnie to dziwi. - mówiąc to, rozłożył drugą koszulkę Blaugrany. Numer 4. Prezent urodzinowy. Uśmiechnęła się pod nosem. - Co w tym dziwnego? - No wiesz, ogólnie to wszyscy kupują koszulki z nazwiskiem " Messi ", nie " Fabregas ". - wyjaśnił, a ona posłała mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie widział w całym swoim życiu. - Ale ja nie jestem " wszyscy ". 
Wyjęli pozostałe rzeczy, doprowadzili pokój do ładu i wynieśli kartony do piwnicy, rozmawiając przy tym ze sobą. Świetnie się dogadywali. - Masz na dzisiaj jakieś plany? - spytała. - Właściwie nie, chciałem tylko przywieść tutaj wszystkie moje najpotrzebniejsze rzeczy. A dlaczego pytasz?
- Bo tak sobie pomyślałam, że mógłbyś towarzyszyć mi podczas mojej wycieczki po Camp Nou, którą na dzisiaj sobie zaplanowałam. Co ty na to? - wiedziała, że to dla niego żadna rozrywka - bywał tam codziennie. Jednak nie chciała iść sama, a z Pauliną przecież nie mogła. 
- A po wycieczce pojedziemy do mnie, żebym mógł się spakować. 
- No to chodźmy.
___________________________________________________________
No i jest kolejna część. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. No i pojawił się Cescuu..<3
I jest trochę dłużej. Długo zastanawiałam się nad muzyką i jakąś tam wymyśliłam. Jak już większość pewnie zauważyła, zmieniłam troszkę wystrój bloga. :)
No i dodałam zakładkę "Informator" - wiecie, co macie tam robić.
Bye, bye :>

wtorek, 6 listopada 2012

1. Witaj Barcelono!

- Wiesz co? Fajny ten twój Abraham. To miłe, że 'pożyczył' nam swój dom do czasu swojego powrotu. - powiedziała Paulina, gdy weszły do ich tymczasowego miejsca zamieszkania.
- Po pierwsze, nie Abraham, tylko Ibrahim, głupku. Po drugie, żaden mój, bo my się tylko przyjaźnimy. - chyba nie do końca uwierzyła w ostatnie słowa przyjaciółki. - Yhy, przyjaźnicie. - powiedziała, stawiając wyraźny nacisk na "przyjaźnicie", co spotkało się, oczywiście, z dezaprobatą Kasi.
- Tak, przyjaźnimy. A po trzecie, nie do czasu jego powrotu, tylko do czasu, gdy znajdziemy sobie coś w Madrycie. Sama chciałaś tam mieszkać, a poza tym jakoś nie wyobrażam sobie naszych codziennych podróży z Barcelony do Madrytu. Tam będziemy miały pracę, a więc i mieszkanie. To był twój pomysł, pamiętasz ?
- Powoli zaczynam tego żałować. Ten dom jest taki piękny i wielki. - tu miała rację. Dom na prawdę był wielki - miał co najmniej 4 sypialnie, 4 łazienki, przestronną kuchnie, salon, przedpokój, a na dodatek wielki taras. Poza tym gust Holendra był na prawdę dobry. Styl całego domostwa był raczej minimalistyczny, a kolorami wiodącymi były biel, beż i brąz. Mimowolnie westchnęłyśmy. -Ej, a jak wy się w ogóle poznaliście? - z tej zadumy wyrwał pannę Moris głos przyjaciółki. -Kto? - odpowiedziała bez zastanowienia.
- Nie udawaj głupszej niż jesteś, kochana. Ty i ten twój Abi czy tam Ibi, jak się poznaliście ? - wytknęła język, za co dostała od dziewczyny w łeb. - Auu.. to bolało! 
- Należało ci się! - odwdzięczyła się, więc właściwie mogła już zacząć swoją historię, której, o dziwo, nigdy jej nie mówiła. - Ogólnie rzecz ujmując, wszystko zaczęło się dzięki temu, że na naszym Euro byłam wolontariuszką. Na jednym meczu Oranje pomogłam mu coś tam znaleźć i uścisnąwszy mi dłoń w ramach podziękowania, włożył do niej kartkę ze swoim numerem... - zaczęła, z niemałym rumieńcem na twarzy. Nigdy nie lubiła opowiadać o własnych przygodach miłosnych, co jej najdroższa przyjaciółka chętnie wykorzystywała, mając przy tym z niej niezły ubaw.
-Uuu.. I co było dalej? - przerwała monolog szatynce. -Żadne "uuu..". Coś tam między nami zaiskrzyło, ale się  skończyło. Z resztą sami ustaliliśmy, że związek na odległość nie ma sensu. A jak tam twoje serce? - i tu nie miała na myśli jej uczuć. Gdy leciały samolotem, Paulina dostała nagłych i silnych ataków w klatce piersiowej. Będąc dzieckiem, miała już takie problemy, jednak nie były one tak poważne. Na szczęście, miała przy sobie tabletki, które jej pomogły.
-Już lepiej. Moje serducho po prostu źle znosi turbulencje.
-Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Może pojedziemy na jakieś zakupy? Dużo prowiantu to tu nie mamy - mówiąc to, pokazała jej, świecącą pustkami lodówkę. Z resztą nie było to dziwne. Afellay był w Gelsenkirchen od jakiegoś czasu, a jego dom w Barcelonie stał pusty. Oczywiście do teraz. Bo teraz mieszkały tu one. Jeśli chodzi o urządzenie mieszkania, Kasia dostała od Ibiego wolną rękę. Mimo, że będzie tu mieszkała zaledwie kilka tygodni, wolała zmienić co nieco - przynajmniej w swojej sypialni. Pomimo jej stosunkowo krótkiej znajomości z pomocnikiem Schalke stworzyła się między nimi wielka zażyłość. Ufali sobie, bo wiedzieli, że mogą. Znała jego sekrety, a on znał jej. Czasem żałowała, że im się nie udało. Ale wtedy zawsze uświadamiała sobie, że Ibrahim będzie jej przyjacielem. Najlepszym przyjacielem. I tego bardziej potrzebowała, aniżeli chłopaka. Jej miłością, aczkolwiek platoniczną, była Barca i to ona dawała szczęście, które tu w Barcelonie i teraz w 2012 roku będzie mogła pogłębić, i w jakiś sposób zmaterializować.
-Jasne, chodźmy. - wyrwała ją z zadumy fanka Madrytu. - No to przy okazji zobaczymy, co to miasto ma dla nas do zaoferowania. - dodała fanka Blaugrany, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. - O, podbój Barcelony pierwszego dnia pobytu? Szalejesz kobieto!


~*~

-Nigdy więcej! Wiedziałam, że jest tutaj wiele zabytków i miejsc wartych odwiedzenia, ale żeby w jeden dzień wszystko to oblecieć?! Wykończysz mnie kiedyś. - zażaleń Pauliny nie było końca. Na swoją obronę Kasia mogła dodać, że nie było to wszystko, co chciała zobaczyć. Bo przecież nie postawiła stopy na największym stadionie świata. Jednak wiedziała, że dla niej byłoby to za dużo. Wróciły po kilku godzinach targając ze sobą kilka siatek pełnych żywności. Zbagatelizowała jej zarzuty, w końcu, zakupy same się nie rozpakują. - Chcesz wody? - próbowała ją jakoś udobruchać. Rozumiała ją. Była zakochana w stolicy Hiszpanii, nie Katalonii. Musiały ją nudzić spacery ulicami Barcelony, gdzie na każdym kroku widziała coś, co było znakiem rozpoznawczym Dumy Katalonii. Śpiewający hymn ludzie, herby, koszulki, a nawet barwy przypominały jej, że Santiago Bernabeu będzie musiało na nią jeszcze poczekać. Jako urodzone fanki futbolu kojarzyły każdy element tego świata z jakąś drużyną. Wpoiły to sobie, żyjąc swoimi ukochanymi klubami. Nie było to złe, chociaż czasem uciążliwe. Na przykład w takich momentach. Jednak za dużo zawdzięczały tym hiszpańskim potęgom, aby tak po prostu się ich wyrzec i z tego zrezygnować. - Jeszcze się pytasz ? Ja tu konam! A tak poza tym, to wisisz mi taką samą wycieczkę po Madrycie. - mówiąc to wypiła całe 250 ml zimnej wody. Szatynka usiadła obok niej na kanapie, wzięła gazetę do ręki i stwierdziwszy, że nic ciekawego z telewizji nie puszczą, skierowała się w stronę sypialni piłkarza, mając nadzieję, na znalezienie tam jakiejś koszulki do spania, gdyż przez swoje ciągłe zapominanie, nie wzięła własnej. - Choć spać. Jutro przecież jedziesz na rozmowę kwalifikacyjną do Madrytu. Lepiej żebyś wyglądała przekonująco. - rzuciła na odchodnym.
Gdy Kasia leżała już w łóżku, naszły ją dziwne myśli: "Co jeśli nie damy rady? Co będzie, gdy nam się tu nie uda? Nie chciałam wracać do Polski. Oczywiście kocham swój kraj, ale to z tym od zawsze wiązałam swoją przyszłość. A teraz bałam się, że przeze mnie ta bajkowa przyszłość może runąć. To ja w naszej dwójce byłam nierozważna i impulsywna. Wiele razy kłóciłyśmy się, jednak zawsze wracałyśmy i przebaczałyśmy sobie. Niestety czułam, że tu będzie inaczej. W Polsce zawsze był ktoś, kto po takich sprzeczkach przywoływał mnie do porządku. I to dzięki temu spokojnie myślałam na tym wszystkim, żeby w końcu dojść do wniosku, że te kłótnie nie mają sensu. Ale tutaj jesteśmy same." Chyba każdego nachodzą myśli, gdy akurat księżyc świeci na niebie, a nasze ciała spoczywają w ciepłym łóżku. Ona nie byłam wyjątkiem. "Mam zacząć życie od nowa, a rozmyślać o starych błędach!" - skarciła się w duchu. Tym  razem postanowiła się tym wszystkim nie przejmować i zrobić to, co dziewczyna z sąsiedniego pokoju już dawno uczyniła. Po prostu zasnąć i przestań się martwić: "Bo jutro będzie wielki dzień. Jutro zacznę spełnianie swoich marzeń."
__________________________________________

Niezbyt mi się podoba, ale w następnym akcja się rozkręci i poznamy nowego bohatera ;)
Strasznie krótkie te odcinki, muszę nad tym popracować.
Miłego czytania, bye :*

czwartek, 1 listopada 2012

Prolog


Dwie dziewczyny. Przyjaciółki. Właściwie takie same. Obie kochające piłkę nożną, obie mające wspólne marzenia, postanowienia na życie, ideały. Inne niż reszta. Dlaczego inne ? Może dlatego, że nie ulegały systemowi. Żłobiły własną ścieżkę, po której szły razem, za rękę. Pewnie, gdyby jednej nagle zabrakło, ich życie runęłoby. Ale one się tym nie martwiły. Nie musiały. Bo na tym całym, wielkim świecie były pewne dwóch rzeczy, które zapewniały im ten spokój.
Były pewne Boga. Że istnieje, i że im nieustannie pomaga. Wiele już przeszły. W swoim 22-letnim życiu zarówno Kasia, jak i Paulina doświadczyły wielu przeróżnych zmartwień. Paulina właściwie nie miała już żadnej rodziny, a jedyną rzeczą, która ją tutaj trzymała był Real. Ale po ich porażkach nie miała nikogo, kto mógłby ją pocieszyć. Powiedzieć, że będzie lepiej. 
Kasia przeżyła próbę samobójczą po swojej głębokiej depresji. 
Obie nadal żyły, chociaż w ich przypadku trzeba byłoby użyć stwierdzenia "funkcjonowały". Nie znając uczucia, takiego jak szczęście czy bezpieczeństwo. Osobno i samotnie.
I wtedy się spotkały. Dla każdej była to osobista wiadomość od Boga, że nigdy nie będzie się samym. Zawsze będzie On. Często w drugiej osobie. Były religijne. Od małego. Ale dopiero po tym spotkaniu - 1 września, w nowej szkole, w nowym gimnazjum, zrozumiały, co to na prawdę znaczy. Były wtedy już bardzo dojrzałe, chociaż każda na swój sposób. Dlatego złożyły obietnicę. Dla siebie samych. Chciały się odwdzięczyć. Postanowiły nie tracić dziewictwa aż do ślubu. Dziwne? Dla nich niekoniecznie. Wierzyły, że im się uda. Że to zrobią. To był ich cel.
Drugą rzeczą było to, że zawsze będą razem. Bez względu na wszystko. Paulina, po swoich przeżyciach jedyną swoją rodzinę odnalazła właśnie w pannie Moris. Na pierwszy rzut oka, można by pomyśleć, że rzeczywiście są to siostry, bliźniaczki. 
Ale one były całkowicie różne. Jedna kochała Real Madryt, druga Barcelonę. Jedna była blondynką, druga szatynką. Paulina była zrównoważona, spokojna, punktualna. Kasia - roztrzepane, płaczliwe dziecko.
I tak oto, te dwie postanowiły spełniać swoje marzenia. Na swojej bardzo długiej liście odhaczyć mogły tylko zrobienie studiów. Ale wiedziały, że teraz pójdą już pełną parą. Wszystko szło zgodnie w planem.
Pierwszy przystanek - Hiszpania.

~*~

- Pośpiesz się, mamy samolot! - powiedziałam do Kasi. Chociaż wiedziałam, że to nic nie da. Dziewczyna najzwyczajniej w świecie mnie ignorowała. Waliła rękoma w automat na lotnisku czekając na swojego batonika.
- No czekaj. Kit-Kat nie chce wyjść. - tylko prychnęłam. Znałam ją przecież. I wiedziałam, co robić w takich sytuacjach. Wystarczy tylko..
- Okay, ale wiesz. Samolot jest za 15 minut. W Katalonii kupię ci masę tych batonów. Oczywiście, jeśli tam jakimś cudem dotrzemy. Masz 5 sekund. Jeśli nie będziesz stała obok mnie, pierwszą rzeczą, jaką zrobimy, będzie pójście na mecz Realu. Aha, i będziesz siedziała w sektorze dla kibiców "Królewskich" - wytknęłam jej język i zaczęłam odliczanie, podczas gdy Kasia, z miną obrażonego dziecka dzielnie stała przy automacie. W chwili gdy skończyłam liczyć do pięciu, wielkie pudło ze słodkościami wydało z siebie krótki dźwięk, sygnalizujący możliwość odebrania zakupionego towaru. Moja przyjaciółka z bananem na twarzy przeszła obok mnie, biorąc własną walizkę.
- I tak już skończyłam liczyć, więc chcesz, czy nie, idziemy na ten mecz. 
- Też mam warunek. Musi to być mecz z Barcą. - odpowiedziała ze swoją miną oznaczającą "ze mną nie wygrasz".
- Pf.. To ja ustalam tu zasady, panno Moris. Chociaż właściwie może być. Biorąc pod uwagę fakt, że będziesz za twoją Barceloną, w sektorze Madridistas, oczywiście w koszulce ukochanego klubu może to się skończyć źle tylko dla jednej osoby. Ale nic nie zaszkodzi, jeśli co nieco silniejsi koledzy poprawią twoją zadziorną buźkę, Być może w końcu zamkną ci pyszczek, skarbie. - uwielbiałam to robić. Sprawiać, że stawała się posłuszna jak baranek. Taa.. Posłuszna ? Niestety nie tym razem. Stanęła w miejscu, położyła walizkę i oznajmiła, że jednak nie leci.
-Oszalałaś? Przecież Ramos sam do mnie nie przyjdzie.. No właściwie, Cesc, Pique i inni do ciebie też nie.. - powiedziałam z wymownym wyrazem twarzy i zostawiłam ją tam, gdzie stała. Znałam ją już kilkanaście lat i wiedziałam, co teraz zrobi. Nie myliłam się. Przybiegła, i bez słowa przeszłą przez wszystkie formalności, które musiałyśmy jeszcze załatwić. Obserwowałam ją i nie mogłam opanować swojego języka przed powiedzeniem jakiejkolwiek uwagi w jej stronę. Gdy wreszcie zajęłyśmy swoje miejsca, wybuchłam śmiechem i powiedziałam:
-Kocham cię, mała.
________________________________________________

No i jest. Jakby komuś się nudziło, zapraszam do przeczytania.. I proszę o oceny. Będę bardzo wdzięczna za krytykę, chcę wiedzieć, co mogę jeszcze poprawić, a co jest fajne i może zostać. =]
PS: kolejne odcinki powinny pojawiać się co tydzień.
Bye. :*