sobota, 16 lutego 2013

11. Bo przecież każdy zasługuje za drugą szansę. cz.1.


Czajnik zaczął gwizdać, oznajmiając wszystkim obecnym w mieszkaniu Polki o wrzącej wodzie. No właśnie, wszystkim obecnym. Znowu była tu sama, czasem tylko Gonzalo bądź Cris, z  którym zaczęła łapać dobry kontakt, przychodzili do niej. Minęło już kilka dni od tej nieszczęsnej kłótni. Obiecywała, samej sobie, że będzie walczyć, a tymczasem nie robiła nic. Zawieść samą siebie, nic nie boli chyba bardziej. Oczekując czegokolwiek od innych, przekonujesz się, że sama nie możesz nikomu nic obiecać. Bo jesteś za słaba. Za słaba by robić to, co oczywiste. To, co na pewni zrobiłaby Kasia, będąc na jej miejscu.
Cały czas pracowała. Niezmieniła pracy. Może to z powodu kryzysu, panującego w Hiszpanii, a może dlatego, że nadal kochała Real. Nie mogłaby też, tak po prostu opuścić przyjaciół, którzy z nią tam byli. Przeprowadzała wywiady, jednak szerokim łukiem omijała gracza numer 4. A przecież powinna robić zupełnie odwrotnie, powinna - w ramach pracy - rozmawiać z nich i podczas tych rozmów pokazywać mu, że się go nie boi, że nie złożyła jeszcze broni.
Poszła do kuchni by wyłączyć urządzenie i zalać herbatę. Tylko jeden kubek. Nie dwa, jak to było zazwyczaj. Nigdy wcześniej nie czuła się tak słaba. Na każdym kroku widziała coś, co mówiło jej, że jest sama. Nawet we własnym mieszkaniu, które przecież powinno być oazą, które powinno być miejscem, w którym zawsze będzie można poczuć się bezpiecznie, uciec od problemów i kłopotów. Sęk w tym, że od samotności nie można uciec.
Kasia nie przyjechała po swoje rzeczy. Prawdopodobnie Sergio wszystko jej kupił, okazując tym samym swoją "przyjaźń" wobec szatynki. Paulinie chciało się rzygać, płakać, śmiać się z własnej głupoty. Z powodu czekającej na nią pracy nie wybrała żadnej z tych opcji. To  była jedna z nielicznych w ostatnim czasie dobrze podjęta decyzja. Użalanie się nad sobą nic by jej nie dało, wręcz przeciwnie - pogorszyłoby sprawę. Ale ona o tym jeszcze nie wiedziała. Wiedziała natomiast, a przynajmniej tak sądziła, że Ramos jest fałszywy. Była pewna, że piłkarz zrani jej przyjaciółkę. I w tym aspekcie akurat mogła zrobić bardzo niewiele. Właściwie nie mogła zrobić nic. Teoretycznie - mogła, ale cokolwiek by zrobiła, oddaliłoby ją to od Kasi. I to było najgorsze. "Do bani." - przemknęło jej przez głowę.

Zaskakujące, jak szybko okazuje się, że to, czego byliśmy pewni, staje się fałszem i runie jak domek z kart.
Wzięła napój ze sobą do pokoju, gdzie pracowała. Na ekranie włączonego laptopa widniał miedokończony wywiad z Di Marią. Zabrała się do pracy, jednak gdy tylko wystukała ma klawiaturze pierwsze litery rozległ się dźwięk połączenia ze skype'a.
Cesc.
Nie kryjąc zdziwienia, odebrała.
- Hej, jest Kasia? - spytał wesoło. Zapewne jeszcze nie wiedział..
- Ona.. Nie ma jej. - odpowiedziała złamanym głosem i spuściła wzrok. Zaczęła bezgłośnie płakać, było jej cholernie smutno, jednak nie chciała zwierzać się piłkarzowi. Jak on, Cesc Fabregas, bogaty i szczęśliwy piłkarz, mógłby ja zrozumieć?
- Nie ma jej, ze nie ma, bo wyszła czy nie ma jej w ogóle? - jak zwykle niezbyt ogarnięta 4 Barcelony znów zadała pytanie.
- Nie mieszka już tutaj. - podniosła głowę, tak, ze jej łzy wyszły na światło dzienne.
- Hej, co jest mała?
- Nic, po prostu trochę mi smutno. - odpowiedziała beznamiętnie i wzruszyła ramionami. Przestała już płakać, teraz tylko łkała.
- Nie kłam, o co chodzi? - piłkarz nie dawał za wygrana. "Lepiej gdybyś nie dzwonił.." - pomyślała w myślach dziewczyna, jednak na glos powiedziała tylko:
- Po prostu się pokłóciłyśmy, a ona się wyprowadziła.. - widząc pytające spojrzenie Hiszpana, dokonczyła - ...do Ramosa.
Znów wybuchła płaczem.
- Cii.. nie płacz. Wiesz, przytuliłbym cię, ale przez kamerkę to trochę trudne. Mogę wysłać ci tylko buziaka - na jej chacie pojawiła się buźka z całusem - Złapałaś? - dokonczył, a ona mimowolnie się uśmiechnęła.
- No, o to mi chodziło, ale czemu się jeszcze z nią nie pogodziłaś? - znowu zapytał Paulinę.
"Gdyby to jeszcze było takie łatwe.." - pomyślała. Ale na jego pytanie odpowiedziała tylko wzruszeniem ramion. Nadal czuła, ze nawet jedno słowo, które teraz mogłoby wyjść z jej ust, spowodowałoby nowa lawinę płaczu.
- Paula, kobieto, weź się w garść. świety Mikołaj nie przyjedzie na saniach i nie zrobi tego za ciebie. A Kasia już na pewno nie. Przeciez wiesz, jaka jest uparta...
- Wiem, ale to jest trudne Cesc.. - spuściła glowę, czując się, jak dziecko karane przez rodzica. Biorąc pod uwagę fakt, ze to Cesc powinien być tym dzieckiem, wygladało to na pewien sposób komicznie.
- Co trudne? Idziesz, mówisz "przepraszam" i koniec. Masz to zrobić, a kiedy następnym razem zadzwonię, macie mieszka już razem, okay? I weź się w końcu uśmiechnij, dziewczyno. - mówiąc to posłał jej swój najpiękniejszy uśmiech, jakby chciał zachęcić ja do zrobienia tego samego.
- Dobra, dobra. Dzięki. - spełniła jego prośbę i pozegnała się z przyjacielem. Zamknęła okienko programu, a przed oczami znowu miała niedokończony wywiad. Pomyślała jednak, ze nie da rady go teraz napisać. Zamknęła komputer, upiła łyk herbaty, ubrała się i wyszła na spacer. Powinna sobie wszystko przemyśleć.
Gdy wstała następnego dnia, słonce świeciło mocno na niebie. Mimo, ze mieszkała w centrum miasta, usłyszała cichy śpiew ptaków. Niemozliwe było, żeby zaspała, wiec uznała to za dobry znak. Może to dlatego, ze przez ostatnie dni była właściwie nie do zycia, ale teraz poczuła, ze nawet natura była z nią. Wstąpiła z nią nowa energia. Jakiś promyk nadziei. Bo przecież  nie miała pewności, ze jej plan się powiedzie. Lekkim krokiem kierowała się do pracy. Cale miasto wygladało tego dnia bardzo przyjaźnie. Podziwiając piękno Madrytu, niechcąco zderzyła się ze starsza panią z torbami, które po kontakcie z Paulina natychmiast pękły.
- Och, przepraszam! Nie chciałam - z szybkością strusia Pędziwiatra pozbierała turlające się po chodniku owoce, a następnie wyjęła z torebki jakąs siatke i tam włozyła pomarancze i cytryny nieznajomej.
- Proszę. - podała nowa reklamowkę starszej pani.
- Och, dziękuje złotko! - powiedziała, a po krótkiej chwili dodała - Oby ci się udało!
Oby.
- Dziękuje. - pozegnała się z nieznajoma. Idąc, rozmyślała nad tym, co takiego miała na myśli kobieta. Przeciez się nie znały, wiec z jakiej przyczyny zyczyła jej powodzenia. "Czyli, ze nawet niebiosa są mi przychylne." - pomyślała Paulina. Kolejny znak. To chyba naprawdę się uda.

Przekroczyła próg swojej pracy w wyśmienitym humorze. Musiała dzisiaj tylko oddać zrobiony wczoraj wywiad oraz odebrać drugi. Gdy już to zrobiła, poczuła lekki ścisk z żołądku, bynajmniej nie z głodu. Prawdę mówiąc znowu czuła się jak ta mała dziewczynka, grająca w przedstawieniu i czekającą na swoja role. Byleby tylko się nie zapomnieć tekstu.
Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę szatni Los Blancos. Humor, który miała od momentu przyjścia do pracy, teraz niespodziewanie się ulotnił.  Doskonale znała harmonogram Królewskich. Trening powinni skonczyć dokładnie 10 minut temu. Wiedziała tez, ze mijani przez nią gracze nalezą do tych "najszybszych" w przebieraniu się. Ten, który najbardziej ja interesował zdecydowanie nie zaliczał się do nich.
- Jest Sergio? - spytała, wchodząc do szatni.
- Ej, kochana, mogłabyś zapukać. Co, jeśli byłbym nago? - żartobliwie odpowiedział pytaniem Cristiano. Paulina tylko się zaśmiała, a następnie należycie powitała się z "7".
- Ramos siedzi jeszcze pod prysznicem. Potem pewnie będzie z Mesutem układał fryzurę, wiec trochę poczekasz. - snajper zaspokoił ciekawość blondynki i wysiadł razem z nią na świeże powietrze. Odprowadziła go do bramy, a następnie usiadła na ławce tak, ze była naprzeciwko drzwi szatni.
Myślała, ze najtrudniej będzie jej porozmawiać z Kasia, przeprosić ja, a tymczasem na myśl rozmowy z Sergio dostawała jakby ataków duszności. Zamyśliła się tak bardzo, ze nie zauważyła jak wyszedł. "No świetnie"- pomyślała, biegnąc za piłkarzem idącym w towarzystwie niemieckiego pomocnika.
- Możemy pogadać? - spytała zdyszanym tonem.
__________________________________________________
Dobra, odcinek jest. Błędy też są. Ale wiecie, odcinek pisałam na kompie, na którym nie ma polskich znaków, a zmienianie tego jest dla mnie czarną magią. No, ale po kolei:
* a więc, moje "2 tygodnie" nie były wcale dwoma tygodniami. No i też odcinek miał pojawić się w poniedziałek, wyszło, ekhm, trochę później. Ale to i tak lepsze niż przyszły poniedziałek :D
* nie mam kompuetra </3 i właśnie dlatego nie mogłam tak szybko dodać tego odcinka. Bo napisane na krtkach miałam <true story>. Gorzej, że nie mogę zapisywać nigdzie tych cudownych zdjęć cudownych piłkarzy..Ehh..
* PRZEPRASZAM WAM WSZYSTKIE! No za to, że nie komentuje na bierzącą waszych blogów. Jako bloggerka wiem, ile one znaczą. Niby jeden komentarz, a potrafi tak zmotywować, że aż chcę się pisać kolejne odcinki. Choćby dla tej jednej osoby. Tak więc, możecie być pewne, że codziennie na telefonie sprawdzam wasze komentarze pod ostatnią notką albo też w Informatorze. I wszystkie odcinki rzetelnie czytam. Wiem, że to brak komputera to dość marna wymówka, tak więc, teraz skomentuje wasze blogi:
rok-w-raju
Eh, wkurza mnie ta Angela.. Może to z zazdrości, no ale bez przesady. Tyyyle cudownych, barcelońskich facetów, a ona tak ich wszystkich rani?! Niezdecydowana ta Angela. Ja tam na jej miejscu zrobiłabym tak: kazałabym Fabsiowi rzucić te narkotyki i wyjechałabym z nim na Hawaje. I żylibyśmy razem długo i szczęśliwie <3
Ale scena na Camp Nou jest cuuuuuuuuudowna *_________________*
el-temperamento-del-sol-y-del-mar
Twoje teksty mnie po prostu rozwalają; "Albiątko", "zrobiłem się na bóstwo <Cesc>", "zamknął w klatce dla chomika", płaczący Alexis, obrażony Alexis, skaczący Alexis, wzruszony Alexis... Jak tu go nie kochać? Szkoda mi Gregora, bo mimo, że skokami się nie interesuję, to go po prostu pokochałam <3
I oczywiście czytam pozostałe twoje blogi. A ten nowy mi się od razu spodobał. Pique <3
No i ta Amy, świetna postać!
Nat i jej wszystkie blogi :)
Po pierwsze to podziwiam cię za to, że prowadzisz jednocześnie tyle blogów. Ja z dwoma mam problem. Co ja mówię, z jednym.
No więc, jeśli chodzi o love-the-way-you-play to nie spodziewałam się Ibiego. Dobra, tego, że zacznę <hehe> się w nim zakochiwać, to tak, ale jego wizyty..Ale jeśli będzie go więcej, to bardzo dobrze :3
Czekam na odcinki na gorzki-smak, a jeśli chodzi o gunner-love, to nadal trzymam kciuki za Theo <3
two-worlds-one-love
Mimo, iż jestem cule, to uwielbiam Crisa. Czekam na kolejne odcinki. :D
A.E.
Z twoich dwóch blogów bardziej wolę ten o Barcelonie. Ale to chyba normalne. Bajka o Jasiu i Małgosi.. hahhahaahha, tego jeszcze nie było. Czekam na nexty. :D
you-can-fix-everything
Uff, jak to dobrze, że przyszła ta dziewczyna i wyjaśniła wszystko związane z Cesciem. Niech Mer już mu wybaczy i niech będą już ze sobą, no bo jak tak można. Czekam, czekam. ^^ 
epic-memories, estar-conmigo
Szkoda, że to już koniec. Chyba najpiękniejsze opowiadanie o Torresie. Dobrze, że jest etar-conmigo. Cesc <3 I tymczasowy brak Danielli. < 33 Kurczę, już wróciła.
Ale żeby Victor taki był. Nieładny Victor, nieładny.
Mam nadzieję, że Cesc się spręży, rzuci Danielle, dziecko okaże się nie jego, a on będzie z Chiarą. To chybe nie jest tak skomplikowane.. :D
male-jest-wredne
Opis tej sceny mnie po prostu powalił na kolana, to było świetne! Czekam na reakcję Ikera. Chyba wolałabym, żeby to bramkarz Królewskich był z Gin. No nie wiem, tak jakoś.. Ale zdaje się na ciebie. Kto wie, może Sergio? xdd Dobra, to był żart.
opowiescipolskie
Mówiłam już, że bardzo mnie wzruszyła ta scena nad morzem? Jak nie, to mówię.
pepita-cruz
Że to już koniec? Kurczę, będzie mi go brakowało, ale zawsze mogę czytać od początku :)
tres-mundos-diferentes
Jak już mówiłam, nie podoba mi się, że główna bohaterka woli Real, no ale cóż zabaczymy, co z tego wyniknie. :D
Jeśli o kimś zapomniałam, wybaczcie, kuzyn trochę naciska, żeby mu już komputer oddać. Wiem, że jeszcze nie skomentowałam bloga, prowadzonego przez dwie bloggerki. O Villi międzi innymi. No to wiedzcie dziewczyny, że baardzo mi się podoba tam Sergio :D
* i już ostatnia. Założyłam nowego bloga. Jeszcze go nie piszę, ale już jest. No i tyle.
Odcinek jak zwykle zły, eh, ah, jaki okropny, no ale takie jest życie. A ja mówię już:

bye, bye : **