wtorek, 15 stycznia 2013

10. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo...


Często ludzie mylą opiekuńczość z nadgorliwością. Nie zauważają cienkiej, aczkolwiek istniejącej granicy pomiędzy tymi dwoma zjawiskami. Albo nie chcą jej widzieć. Mówią: "to dla jej, jego dobra", myśląc, że tym jakoś usprawiedliwią swój czyn. A przecież nadgorliwość może prowadzić do rzeczy, których nie chcemy, przed którymi chcemy chronić. O ironio! I tak właśnie zamiast oddalać kogoś od potencjalnego niebezpieczeństwa, nieświadomie go do niego przybliżamy.


~*~

- Tylko proszę, nie mów nic o Barcelonie, dobrze? I nie kłuć się o to, kto jest lepszy, albo nie, w ogóle nie rozmawiaj o piłce. Nie obchodź za daleko, a jak się zgubisz to szukaj bufetu, rozumiesz? - powiedziała na jednym tchu Paulina. Jechały taksówką na bal. Na bal, którego tak bardzo się bała. Jak cholera, mimo że nawet nie potrafiłaby poprawnie zdefiniować źródła jej lęku. Pod względem zawodowym była spokojna. Po kilku miesiącach pracy w, bądź co bądź, dość prestiżowej madryckiej telewizji, mogła śmiało twierdzić, że: po pierwsze - nadaje się do tego, po drugie - jest w tym naprawdę dobra. Bardziej bała się o Kasię. Ufała jej - jak najbardziej. Jednak znała ją tak długo i tak dobrze, że miała szczere obawy o jej zachowanie. I nie było to dziwne. Już nie raz potrafiła wyjść z imprezy, pokłócić się czy nawet zerwać z chłopakiem tylko dlatego, ze on powiedział coś niezbyt miłego na jej ukochany klub. W przeszłości Paulina też tak miała. Jednak teraz udało jej się pozbyć tych zachowań, Kasi nie. Była jak małe dziecko uwięzione w ciele dorosłej kobiety. Komiczne. Jedynym powodem pozwalającym Paulinie wierzyć, że Kasia będzie dziś spokojna była ranga imprezy. "Może chociaż to pomoże.." - pomyślała.
- Nie jestem małą dziewczynką, Paula. Potrafię o siebie zadbać. Powiedzmy, że dzisiaj odpuszczę sobie wszystkie rozmowy o piłce nożnej. Zadowolona? - odpowiedziała, posyłając pobłażliwy uśmiech w stronę blondynki.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ale z tą małą dziewczynką miałabym pewne wątpliwości.. - powiedziała Paulina, za co została obrzucona bardzo oburzonym spojrzeniem przyjaciółki.
- No wiesz? - zaczęła udawać obrażoną, jak z resztą miała w zwyczaju. - Wydaję mi się, że mała dziewczynka miałaby niemałe trudności z ukończeniem studiów medycznych. - dokończyła swoją wypowiedź, po czym pokazała język Pszczółce. 
- Tak czułam, że kogoś musiałaś tam przekupić. - Paulina odwzajemniła się tym samym, za co dostała wyjątkowo uroczy prezent - zepsucie fryzury.
- Moje włosy! Ciesz się, że mam grzebień, bo byś już nie żyła. - powiedziała, po czym zapłaciła taksówkarzowi, gdy ten zatrzymał się przed pięknym, białym budynkiem. Wysiadły w pojazdu i skierowały się w stronę wielkich, dębowych drzwi. Kasia przystanęła na chwilę, zapatrzona z bliżej niezidentyfikowany przedmiot znajdujący się w miejscu o nazwie "gdzieś na górze".
- Takich rzeczy w Barcelonie nie macie, hm? - spytała ironicznie Paulina tym samym wyrywając swoja przyjaciółkę z zamyślenia.
- Chciałabyś. - odpowiedziała jej panna Moris, po czym dogoniła wchodzącą do wnętrza budynku blondynkę.
Gdy tylko przekroczyły próg oślepił ich blask, jakby tysiąca kryształów. W rzeczywistości nie były to kryształy, a jedynie lampy i nie było ich tysiąc. Ściany ozdobione były złotymi dodatkami, jakby specjalnie z okazji tej uroczystości. Były więc tam: złote świeczniki, obrazy, figurki. Gdzieniegdzie można było zauważyć coś ściśle związanego z "Królewskimi": herb, boginię Kybele. Natomiast kolorem dominującym była biel. Dziewczyny zdołały wydusić z siebie jedynie klasyczne "wow", gdy podszedł do nich dobrze zbudowany pan, z raczej niemiłą miną.
- Są panie na liście gości? - spytał ponurym głosem.
- Tak, o tutaj. Paulina Pszczółka i Katarzyna Moris - odpowiedziała miło blondynka.
- Panią widzę - tu skierował swój wzrok na przedmówczynię - ale drugiej pani nie. Przykro mi, wchodzi tylko jedna.
- Ale..ale jak to? Niech pan sprawdzi jeszcze raz. To niemożliwe. - lekko zdenerwowana Paulina próbowała rozwiązać jakoś ten problem. Niestety, bezskutecznie.
- Panna Moris jest ze mną - znikąd wyrósł przed nimi gracz Madrytu, który - powiedziawszy te słowa - uśmiechnął się zalotnie. Kasia widziała w tym uśmiechu jedynie uprzejmość i szczerą chęć pomocy, ale nie ona. Zbyt długo znała tę osobę, by nie domyśleć się, po co ta cała szopka.
- W takim razie, zapraszam. - powiedział ochroniarz, a dziewczyny przekroczyły próg.
- Witaj Sergio. Dziękujemy za "uratowanie" nam życia. - uśmiechnęła się, jednak oczy jej były czujne.. Wiedziała, że wystarczy jeden, jedyny moment. Nie darowałaby sobie, gdyby zranił Kasię.
- Nie ma za co. Jestem Sergio Ramos. - skierował się do szatynki i wyciągnął ku niej swoją rękę. 
- Kasia Moris, ale możesz mówić mi Katy. - zaśmiała się, gdy ten pocałował jej dłoń.
- Może się napijemy? - spytał obrońca, za co blondynka spiorunowała go wzrokiem. 
-Tak, idźcie. Dołączę do was za chwilkę. - powiedziała, gdy ci już zbliżali się do bufetu.
Ona zaś skierowała się w stronę łazienek, by choć trochę poprawić swoją fryzurę. Poprawiając ją, myślała o tym, co przed chwilą zobaczyła. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Z, o wiele lepiej, ułożonymi włosami opuściła toaletę. Zamierzała jak najszybciej odnaleźć przyjaciółkę, jednak nie było jej to dane.
- Paulina, dobrze, że jesteś. Przeprowadź jeden wywiad teraz, drugi po gali. Dobrze? - spytał szef.
- Oczywiście - odpowiedziała beznamiętnie. Miała plan. Szybko poszukała Gonzalo, a gdy wreszcie jej się to udało, razem z nim udała się do bufetu, gdzie miała nadzieję spotkać Kasię. Nie myliła się. Właśnie prowadziła żywiołową konwersację z graczem numer 4.
- Kochana, chciałabym ci przedstawić mojego przyjaciela - Gonzalo. Poznajcie się: Kasia-Gonzalo, Gonzalo-Kasia. - chętnie przerwała tę ich rozmowę.
- Witaj. Mów mi Katy, będzie ci łatwiej. Paulina wiele o tobie opowiadała. 
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - odparł Gonzo i posłał dziewczynie promienny uśmiech.
- My tu gadu-gadu, a mnie czeka praca. Porywam na chwilę Sergio, ale zaraz do was dołączymy. - wtrąciła się Paulina, by jak najprędzej oddalić obrońcę od szatynki.
Odeszła z nim na kilka metrów, by w spokoju przeprowadzić wywiad. Po zakończonym zadaniu, bez ogródek powiedziała:
- Wiem, co kombinujesz, ale ani się waż skrzywdzić Kasię.
- Tak? Doprawdy, nie wiem o czym mówisz..
- Nie rób scen, Ramos. Po prostu się od niej odwal. - miała nadzieję zakończyć ich rozmowę (?) na tym etapie, jednak obrońca jednym ruchem ręki pociągnął ją do siebie, by szepnąć jej coś do ucha.
- Naprawdę? A co mi zrobisz?
- Wiesz, co? Mam dość dużo możliwości: mogę cię zastrzelić, zasztyletować, udusić, wynająć prywatnego zabójcę. Co wybierasz? - również szepnęła mu do ucha.
- Wydaję mi się, ze to ja mam tutaj większą władzę, skarbie. - po tych słowach zwolnił ucisk, w którym przez cały ten czas trwała i powolnym krokiem zaczął zbliżać się do Kasi. Nie było już przy niej Higuaina - pewnie odszedł w sprawach zawodowych. Nagle jej ramienia dotknął nie kto inny jak właśnie Argentyńczyk. Lekko przestraszona, podskoczyła, na co brunet zrobił wymowną minę.
- Przepraszam, jestem zdenerwowana. - powiedziała, po czym wtuliła się w ramię napastnika.
- Hej, będzie dobrze. W końcu jesteś najlepszą reporterką w Madrycie. 
"Gdyby tylko wiedział" - przemknęło jej przez myśl.
- A tak a propos, twój szef cię wołał. - dokończył, a następnie wypuścił ją w objęć, by ta mogła udać się we wskazane miejsce.
- Podczas gali siedzisz z nami, okay? Potem jeden wywiad i jesteś wolna. - szybko przedstawił jej plan. Nie zamierzała zostać do końca uroczystości. Odbębnić swoje i wrócić do domu.
Podczas gali była zmuszona patrzyć na Sergio siedzącego razem z Kasią. Nie mogła się na niczym skupić. Ktoś został zawodnikiem sezonu, przedstawili nowego trenera po zwolnieniu Mourinho, kogo? Nie pamiętała. I nie obchodziło ją to. Kilka razy przyłapała się na kompletnym odlocie. Po ostatnich oklaskach wstała i skierowała się w kierunku Kasi, jednak już któryś raz dzisiaj nie było dane jej spotkanie z przyjaciółką.
- Najpierw wywiad. - upomniał ją szef. W tym momencie po prostu go znienawidziła. Jednak to uczucie szybko ją opuściło. Profesjonalizm, profesjonalizm, profesjonalizm...
Myśl trzeźwo. W końcu szef miał rację. Za kilka chwil wszyscy tutaj będą pijani. Ci mnie wytrwali wrócą do swoich mieszkań, a imprezowicze przeniosą się do klubów. Zostaną po nich tylko śmieci.. a wtedy szukaj wiatru w polu. Przecież nie przeprowadzi wywiadu ze sprzątaczką.
Na szczęście miała Gonzo, do którego z chęcią się udała. Nie trzeba było go długo szukać. Siedział przy barze, w towarzystwie kilku drinków. Wywiad udał się wspaniale, pomimo trochę już wstawionego odpowiadającego. Okazało się, że gol napastnika został wybrany tym najpiękniejszym, co bardzo ułatwiło jej zadanie. Kilka pytań o trenera i voila. Praca skończona, teraz tylko znaleźć Kasie..
Pożegnała się z przyjacielem i skierowała się w stronę szatni. Jednak znowu zatrzymał ją jej szef.
- Na kiedy wywiady będą gotowe? - spytał.
- Tak jak się umawialiśmy, na jutro. - odpowiedziała.
- Na pewno? - z jego ust padło kolejne pytanie, jednak ona nie zwracała już na niego uwagi. Powodem tego było to, co zobaczyła. Sergio opuszczający budynek. Z Kasią.
- Tak, tak. - odpowiedziała nieprzytomnie, myślami biegnąc już za wychodzącą parą.
- Przepraszam, muszę już iść. Dobranoc - rzuciła na odchodnym i pobiegła w stronę wyjścia, po drodze biorąc z szatni swój płaszcz. "Przeklęte szpilki" - pomyślała, gdy kolejny raz potknęła się, przez co, o mało nie zaliczyła bliższego kontaktu z podłogą. Gdy już udało jej się wyjść na dwór, nigdzie ich nie widziała. Żadnego samochodu odjeżdżającego z parkingu. Szybkim ruchem dłoni wyjęła telefon i zadzwoniła po taksówkę. Te kilka minut, które musiała czekać na pojazd dłużyły się jej niemiłosiernie. Gdy już wreszcie przyjechał, szybko podała swój adres mając nadzieję, że to tam spotka swoją przyjaciółkę. Myliła się jednak, więc postanowiła pojechać do Sergio. Wiedziała, gdzie mieszkał, mieszkali właściwie blisko siebie. Zapłaciła kierowcy i szybko wyszła z samochodu. Zaczęła walić w drzwi, jednak nikt nie raczył ich otworzyć. Zdenerwowana, otworzyła je, a jej oczom ukazał się Sergio trzymający w ręku tabletki i szklankę herbaty. 
- Gdzie ona jest? I dlaczego jest u ciebie? - krzyknęła na obrońcę.
- Trochę ciszej, jest o góry, prawie zasnęła. Wyjechaliśmy trochę wcześniej, bo źle się czuła. 
- Źle się czuła? A może to kolejka twoja zagrywka, co?
- O co wam chodzi? - ze schodów chwiejnym krokiem zeszła Kasia.
- Wszystko dobrze, choć jedziemy do domu. - spiorunowała Sergio wzrokiem i zaczęła pakować porozrzucane gdzieniegdzie rzeczy szatynki.
- Dlaczego na niego krzyczałaś? - spytała blondynka.
- Nieważne, chodźmy już.
- Odpowiedz! Co on ci zrobił?
- Pogadamy o tym w domu.
- Nie, nie w domu, teraz. On chciał mi pomóc, a ty cały czas coś do niego masz! Myślisz, że nie widziałam waszej sprzeczki?!
- Kasia, daj spokój. Idziemy.
- Ja już wszystko wiem, Paula. Nie wiedziałam, że taka jesteś. Nie wiedziałam, że jesteś taka pusta, by sądzić ludzi po pozorach.. Nawet go tak naprawdę nie znasz.. Zawiodłam się na tobie...
- Nie teraz, Kasia...chodź do..
- Nie! Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj.
- Nie możesz tu zostać, nie z nim..
- Jestem dorosła i mogę robić wszystko, cokolwiek zechcę. Zostaw mnie i wynoś się w tego domu! 
Paulinie nie pozostało nic innego jak posłuchać "prośby" dziewczyny. Ze łzami w oczach opuściła dom tego.. Ramosa. Zdjęła szpilki i łkając, szła chodnikiem w kierunku swojego domu. Gdy weszła już do środka, rzuciła swoje rzeczy w kąt i położyła się na łóżko. Czuła, jakby ją straciła, jakby straciła cząstkę siebie, przez tę jedną kłótnię. A najgorsze było to, że on wygrał. Wygrał już w pierwszej bitwie. Już teraz zadecydował o losach tej wojny. Którą ona przegrywała..


~*~

Stała i patrzyła, jak jej jedyna i najlepsza przyjaciółka opuszcza mieszkanie Sergio. Patrzyła i nic nie zrobiła. Nie chciała, nie mogła? Sama nie wiedziała. Była istną huśtawką nastrojów. Żałowała tego, ale jednocześnie, gdyby ta sytuacja zdarzyłaby się jeszcze raz, nie byłaby pewna, czy nie podstąpiłaby tak samo.. Była taka zagubiona. Spokój osiągnięty i podtrzymywany przez te kilka dni okazał się złudny. Nadal brakowało jej czegoś i nie wiedziała, czym to owe coś jest. Usiadła na kanapę cicho łkając. Obok niej usiadł on, a następnie ją przytulił. Tak zasnęła, z rozmytym makijażem, w za dużej bluzce Realu Madryt, w ramionach obrońcy tego klubu. 


~*~

Nie wiedziała, jak do tego doszło. Co zrobiła nie tak? A może to nie była tylko i wyłącznie jej wina. Wina Sergio, bezsprzecznie. W końcu uprzedzała go, żeby się do niej nie zbliżał. Kto wie, co zdążył Kasi powiedzieć, o niej samej, o Paulinie. Nagadał jej jakichś bzdur, a ona - naiwna, pewnie mu uwierzyła.. A może to wina też tych mniejszych osób. Gdyby nie ciągłe nawoływanie szefa i jego zaniedbanie przy liście gości, może nigdy nie spotkałyby na tym balu Ramosa. Może gdyby jej tam nie brała nie doszłoby do tego. Te wszystkie małe rzeczy, mające na celu ochrony jej, okazały się przewrotne. Jeszcze bardziej pchały ją w sidła - zdaniem Pauliny - niebezpieczeństwa. Ale to już było, nie mogła teraz nikogo obwiniać. Powinna raczej zastanowić się, jak to wszystko naprawić. Będzie walczyć - do ostatniej kropli krwi. W końcu to Kasia, jej bratnia dusza, ukochana przyjaciółka, jedyna rodzina... Nie podda się tak łatwo. Ale dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego w ogóle musi walczyć, będąc na straconej pozycji? Z drugiej strony, wszystko co zdobyte jest wysiłkiem jest czegoś warte. A przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo...
_____________________________________________________
Jest! Już lepiej z weną, co - mam nadzieję - jakoś widać. No i z długością zaszalałam..:)
Powiadomię o nim jutro, tzn. dzisiaj, później : >
Zapewne dużo błędów, nie mam siły sprawdzać..

Bye, bye :*

sobota, 5 stycznia 2013

9. Ważne rzeczy to te najmniej zauważalne.


Dla każdego innego kibica Los Blancos byłoby to spełnieniem marzeń. Praca w klubie, który się kocha. Ona też to tak traktowała. Do czasu. Teraz kłóciła się sama ze sobą, co dla niej znaczy to zajęcie. Kochała Real i dziennikarstwo. Coraz bardziej nienawidziła gracza z numerem "4". Nie dlatego, że kiedyś ją zranił, to byłoby głupie. Przecież błędy się wybacza, a on powodów do popełnienia tego błędu miał sporo, o czym dowiedziała się podczas niedawnej rozmowy z Gonzalo. Znienawidziła go z powodu tego, kim był i jak traktował inne kobiety. Codziennie musiała patrzyć na Sergio całującego dziewczynę, którą systematycznie zmieniał. Słyszała jak mówił im, że je kocha, a następnie łamał im serca. Do każdej chciała podpiec i powiedzieć, żeby uciekała, bo on ją zrani. Może i przeżyje z nim wspaniałe chwile, ale one po kilku tygodniach staną się gorzkimi wspomnieniami. Nie mogła patrzeć, jak bardzo rujnuje ich życia. Mogłaby się z tym faktem pogodzić, w końcu, w stosunku do niej, taki nie był. Stonowany, czasem miły, nigdy jednak nie przeprosił, za to, co zrobił. Nawet tego od niego nie oczekiwała. Nie wtrącał się do jej życia, więc i ona, z bólem serca, robiła to samo. Nie chciała rozpętać wojny, zerwania pokoju, których ich obowiązywał, chociaż nigdy go nie podpisali.
 Nie chciała się przyznać do tego, że ta praca to coś nie dla niej, że jednak powinna z tego zrezygnować, albo przynajmniej coś zmienić. Nadal w jakiś sposób to kochała. Jednak bardzo cierpiała.
Pojechała na lotnisku w kiepskim nastroju. Dziś znowu była świadkiem zerwania Sergio z jakąś mało znaną modelką. Dziewczyna była kompletnie załamana, płakała, by do niej wrócił, jednak on był niewzruszony. Paulina z trudem powstrzymywała się od podejścia do obrońcy i dania mu siarczystego policzka. Musiała się jednak opanować, albo znaleźć sposób, jak sobie z tym wszystkim radzić. W tym miała pomóc jej Kasia. Bardzo na to liczyła. W końcu jej mogła powiedzieć wszystko.
Stała tam i czekała. Gdy w końcu zobaczyła swoją przyjaciółkę, na jej twarzy zagościł uśmiech. Dla niej mogła udawać, że wszystko jest "OK", nawet jeśli tak nie było. Przecież z nią już tak będzie. Paulina podbiegła do niej i wyściskała tak, że ta druga nie mogła oddychać.
- Puść mnie, bo się duszę! I postaw mnie na ziemie!- wyszeptała resztkami tchu szatynka. Była o wiele niższa i drobniejsza niż jej przyjaciółka, więc w takich sytuacjach z góry była skazana na podnoszenie, ściskanie i tym podobne. Uroki ich przyjaźni.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że już tu jesteś. - spełniła prośbę Kasi, a postawiwszy ją na ziemię, jeszcze raz ją uściskała.
- Właśnie widzę. Urocze przywitanie kochana! - odpowiedziała, gdy już uwolniła się ze "szpon" przyjaciółki.
- Oj tam, oj tam. Daj walizkę i idziemy. - zignorowała obrażoną dziewczyny, wzięła jej bagaż i udała się w stronę drzwi wyjściowych, podczas gdy Kasia stała uparcia w miejscu, mówiąc, że "wraca do Barcelony".
- No chodź, mam w domu naleśniki. - nie trzeba było długo czekać na reakcję szatynki. Z naburmuszoną miną dogoniła Paulinę. Nie mogła się powstrzymać, przed pojawieniem się na jej twarzy uśmiechu zamiast grymasu. Nie tylko w powodu przepysznej potrawy, którą niedługo skonsumuje, ale też dlatego, że uświadomiła sobie, jak ważne są dla nich to krótkie sprzeczki. Że beż nich byłaby nieszczęśliwa. Rzeczy, które kiedyś były nieznośną codziennością, teraz stały się najbardziej pożądanym przez nią towarem, który była gotowa kupić za wszelką cenę. Tak bardzo za nimi tęskniła! Wsiadły do samochodu i odjechały z płyty madryckiego lotniska. Podczas jazdy cały czas śpiewały piosenki lecące w radiu. Ich ulubione - latynoskie. Tańczyły do melodii "Podrywu w Madrycie", co z ich możliwościami, wyglądało bardziej jak atak jakiejś choroby. Mimo, że nie czuły się w tym momencie najlepiej, postanowiły o tym tymczasowo zapomnieć. Mają jeszcze czas na zwierzenia. Gdy tylko Paulina otworzyła drzwi do swojego domu, Kasia wparowała do środka w poszukiwaniu naleśników, szybko odnalazła kuchnię, gdzie, ku swojemu niepocieszeniu, nie znalazła ulubionej potrawy.
- Okłamałaś mnie! - odwróciła się w stronę blondynki, która nie mogła powstrzymać cichego chichotu, wydobywającego się z jej ust . Jej opór długo nie trwał i teraz siedziała na kuchennym krześle zrywając boku ze śmiechu. Kasi jednak nie było do śmiechu i znowu stała po środku kuchni obrażona. 
- Właściwie to mam wszystkie składniki, więc można byłoby uznać, że mam naleśniki. Tylko rozłożone na czynniki pierwsze. - powiedziała Paulina, gdy już się lekko uspokoiła. - No nie gniewaj się, zrobimy je.
- Dobra, ale ty smażysz! - żadna nie lubiła tego robić, więc była to odpowiednia kara za kłamstwo. Zadowolona z siebie Kasia zaczęła poszukiwania mąki, jajek oraz innych składników. 
Po skończonym posiłku obie padły bezwładnie na kanapę. Z przejedzenia nie miały sił na nic. 
- Co robimy? - spytała szatynka głosem, jakby za chwilę miała skonać.
- Muszę kupić sobie nową sukienkę, bo idę na jakiś bal w Realu. Będę przeprowadzała wywiady. - tym samym głosem odpowiedziały zodiakalne Bliźnięta.
- I mam iść z tobą na zakupy tylko po to, żeby mówić ci, jak bardzo źle wyglądasz w kolejnych sukienkach? - zażartowała Kasia i zaczęła się śmiać, jednak przez pełny brzuch wywołało to tylko ból. Jęknęła cicho.
- Widzisz, Bóg się pokarał. Nie wolno się w innych śmiać! A poza tym, to ja będę robiła to samo, gdyż ty też idziesz na ten bal. Szef pozwolił mi cię zabrać. Będzie moją "osobą towarzyszącą". 
- Co? Nie, tam będzie nudno. Z resztą, to z Realu..
- Nie narzekaj, sklepy są otwarte do 20., więc pewnie niedługo będziemy musiały iść. - po tych słowach obie jednocześnie spojrzały na swoje zegarki. Widząc godzinę 17.30, Kasia zerwała się na nogi i pobiegła do łazienki.
- Ja zajmuję - zdążyła jedynie krzyknąć i już schowała się w pomieszczeniu.
Paulina ociężale wstała i skierowała się do pokoju, by przygotować potrzebne jej rzeczy.

Po 2 godzinach zakupów wróciły wymęczone do domu. Na szczęście znalazły to, czego potrzebowały, więc dzień mogły zaliczyć do tych udanych. Po kolacji i podstawowych zabiegach higienicznych postanowiły iść spać. Jednak Kasia zasnąć nie mogła. Może to efekt tak zwanej pierwszej nocy? Zawsze miała z tym problem. Zaczęła rozmyślać. Mimowolnie jej myśli skierowały się na Cesca. Myślała o tym, czy ich przyjaźń wytrzyma. One dały radę, jednak z perspektywy czasy, było to normalne. Już w Polsce często wyjeżdżały, więc zdążyły się przyzwyczaić. A jak z Hiszpanem? W końcu znają się niezbyt długo. Podeszła do szafki, gdzie leżała jej torba, z której wyjęła jego koszulkę. Cały czas pachniała jego perfumami. Przytuliła ją do siebie i w taki oto sposób oddała się w ramiona Morfeusza.

Następnego dnia wstała trochę po 9. Miała jeszcze dużo czasu, gdyż szpital w Barcelonie pomógł jej znaleźć pracę w Madrycie, a rozmowę kwalifikacyjną miała dopiero za 4 godziny. Posprzątała i zrobiła sobie śniadanie. Następnie postanowiła się rozpakować. Po wykonaniu tej czynności wzięła swój mały aparat do ręki w celu obejrzenia zdjęć sprzed kilku tygodni. Przy każdym zatrzymywała się co najmniej kilka minut, by odświeżyć wspomnienia z tamtych dni. Gdy skończyła, spojrzała na zegarek: 12:47. Wstała i zaczęła gorączkowo szukać odpowiednich ubrań, czego wcześniej oczywiście nie zrobiła. Szybko się umalowała i wyszła. Wzięłaby taksówkę, jednak za długo musiałaby czekać na pojazd. Z resztą, szpital był niedaleko, a że jej zostało zaledwie 15 minut, postanowiła biec. W obcasach. Skutków tego można sobie wyobrażać, jednak jakimś cudem dotarła cała i zdrowa do, być może, swojej nowej pracy. Cała ona.
Na szczęście rozmowa przebiegła pomyślnie, więc Kasia mogła być z siebie zadowolona. Doktor poinformował ja, że pracę może zacząć już jutro, co bardzo dziewczynę uszczęśliwiło. Nie lubiła całymi dniami siedzieć w domu. Wróciła spacerkiem do domu, zrobiła obiad i czekała na powrót przyjaciółki. 
Kolejne dni mijały im podobnie: Paulina szła do swojej pracy, Kasia do swojej i spotykały się późnymi popołudniami w domu. Zazwyczaj nie miały sił nic robić, więc momentalnie lądowały w łóżku i zasypiały. Piątek również był taki. Jednak już w sobotę miał się odbyć bal dla graczy i pracowników Realu Madryt, na który szły. W czasie gdy blondynka siedziała już gotowa na kanapie w salonie ubrana w piękną, łososiową sukienkę do połowy ud, szatynka dopiero się malowała, a miały jeszcze tylko pół godziny!
- Pośpiesz się! - nagliła przyjaciółkę Paulina.
- Dobra, dobra, już idę. Widziałaś mój telefon?
- Tam jest. - dziewczyna wskazała ręką blat stołu kuchennego. 
- Kurczę, rozładowany. Myślisz, że  będą mieli tam jakieś gniazdko? - spytała, a widząc pełną dezaprobaty minę przyjaciółki, dodała:
- No co? Przecież muszę go mieć. 
- Dobra, nieważne, bierz wszystko i idziemy, bo przez ciebie to chyba mnie z roboty wywalą - powiedziała lekko zdenerwowana Paulina i razem wyszły z domu. 

___________________________________________________
Nie podoba mi się. Czekam na wenę, kurczę no!

Bye, bye :*