Siedem dni. To dużo czasu. To przecież 604800 sekund. Wystarczająco dużo, aby pogadać, rozwiać wszelkie wątpliwości. Ale wbrew pozorom to mało czasu. Mało, dla kogoś, kto musi podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Jedną z tych, które zadecydują o przyszłości. A przecież o nią trzeba dbać, pielęgnować, sprawiać by jawiła się z barwach tęczy. Przez pierwsze sześć dni nawet nie wspomniała o tym w ich rozmowach. Może to przez pracę, której miała tak dużo? Może nie chciała, nie była gotowa? Ale przecież musiała. Musiała znaleźć odpowiedzi na pytania. Gdy już wyjedzie, nie będzie miała ku temu okazji. A więc miała niecałe 24 godziny. Za dokładnie tyle będzie już w samolocie do Madrytu. Pamiętała o wszystkim, ale nie o rozmowie z nim. Albo przynajmniej nie chciała o niej pamiętać.
Zastał ją pakującą się. Kątem oka spostrzegł bilet, leżący na stoliku.
- Pomóc ci? - spytał.
- Jak ostatnim razem, prawda? Wtedy też mi pomagałeś... - skinęła głową i z uśmiechem na twarzy powróciła do czynności, którą wykonywała przed wejściem piłkarza.
- Nie spodziewałem się, że to ty pierwsza będzie opuszczać ten dom. - zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. Powróciły wspomnienia: te pierwsze, niekoniecznie udane i te kolejne, obfitujące w radość.
- Ja też nie. - zamyśliła się, przywołując w swojej głowie niefortunną obronę mieszkania przed "rabusiem". Znów na jej twarzy pojawił się uśmiech, mimo, iż za chwilę, minutę, godzinę mogła usłyszeć z jego ust słowa bardzo ją raniące. Ludzie mówią, że nie można żyć wspomnieniami. Ona żyła, a do tego była bardzo strachliwa. Najchętniej uciekłaby teraz z Barcelony, ucinając wszelkie znajomości. Nie chciała tej rozmowy, tak bardzo się jej bała, mimo że przygotowała się do niej przez cały czas.
- Właściwie nigdy nie mówiłeś mi, dlaczego nie chcesz wracać do twojego własnego mieszkania, hm? Oświecisz mnie? - odgoniła złe myśli od siebie. Jeszcze ma szansę powiększyć jej zasób dobry chwil z nim, więc dlaczego ma z tego nie skorzystać?
- Ehh, po prostu mam tutaj tak cudowną dziewczynę, że nie wybaczyłbym sobie, gdybym wybrał mieszkanie w samotności. - podrapał się po głowie. Mówiąc to wyglądał bardzo śmiesznie. Te słowa brzmiały jak zwykła wymówka, a nawet jako dowcip. Ale to była prawda. Jego mieszkanie było już w pełni gotowe, aby mógł tam powrócić. On jednak wolał zostać. Na przestrzeni czasu okazało się to bardzo dobrą decyzją. Nastała pomiędzy nimi cisza, której jednak nikt nie chciał przerywać. Ich twarze dzieliły centymetry. Patrzyli sobie głęboko w oczy, bojąc się wykonać choćby najmniejszy ruch.
- Będę tęsknić, Cesc. - powiedziała z nostalgią w głosie. Przywołując do siebie coraz to różniejsze sceny z ich udziałem, zdała sobie sprawę, że już jutro staną się one tylko wspomnieniami, których nigdy nie będzie mogła powtórzyć. Madryt oddalony jest od Barcelony o 500 km. Nie jest to koniec świata. Będą mogli spotykać się, nawet często. Ona z Pauliną tak sobie radziły. Jednak teraz wydawało się jej, jakby opuszczała Hiszpanię i udawała się w głąb Rosji. I tak jak tam, będzie jej z Madrycie w jakiś sposób zimno. Pierwszym powodem niewątpliwie był Cesc. On był jej słońcem, które ogrzewało ją całą, rozpromieniało ją. Jednak było coś jeszcze. Zakochała się w stolicy Katalonii. Bezapelacyjnie. Zakochała się w tych uliczkach, którymi często chodzili, w drzewach, pod którymi siadywali na piknikach z drużyną Barcelony, ale również sami, zakochała się w ludziach - wiernych cules, którzy zarażali swoją miłością do klubu jak i do samych siebie. Nie sposób było ich nie lubić. Wiedziała, że w Madrycie tego nie będzie. Nie będzie mogła śpiewać razem z innymi przyśpiewek Barcy, nie będzie widziała bordowo-granatowych trykotów wywieszonych na balkonach domów, nie będzie mogła poczuć, że jest wśród "swoich". Bardzo będzie jej tego brakowało.
- Ja też, moja mała wariatko. - odparł właściciel numeru 4 na klubowej koszulce FC Barcelony. Przytulił ją. Jej oczy zaszły łzami, jednak za nic nie chciała płakać.
- Mam coś dla ciebie. - powiedział jej na ucho, uwolnił ją z uścisku i skierował się w stronę szaf z odzieżą. Wyjął jedną z jego barcelońskich koszulek.
- Żebyś o mnie nie zapomniała. Mam nadzieję, że jak ją tam ktoś zobaczy, to od razu jej nie spali. - uśmiechnął się by dodać jej otuchy. Ona zaśmiała się tylko i przyjęła prezent.
- Będę jej strzegła jak oka z głowie, już o to się nie bój. Chodź, pomożesz mi zanieść te bagaże na dół. - powiedziała i podała piłkarzowi dwie pokaźne walizki.
Pół godziny później była już gotowa do wyjazdu, którego tak bardzo nie chciała. Pocieszała się jednak myślą, że tam, w Madrycie, czeka na nią przyjaciółka, przy której będzie szczęśliwa i która na pewno nie pozwoli, aby ktoś dręczył ją w powodu ukochanego klubu. Postanowiła zrobić ostatnią kolację, jaką przyjdzie jej zjeść razem z Fabregasem. Zrobiła naleśniki - dziwnym trafem ich ulubione danie. Mogłaby zrobić coś bardziej wykwintnego, jednak jej umiejętności kulinarne były na bardzo niskim poziomie. Kolację spędzili w towarzystwie wybuchów śmiechu i ogólnej radości, z powodu chwil, które sobie przypominali. Po skończonym posiłku pomógł jej posprzątać, a następnie przygotował film.
- Co oglądamy? - spytała, włączając zmywarkę.
- Komedię romantyczną. - powiedział stawiając akcent na to drugie słowo. Zawsze śmiał się z jej upodobań, mimo iż lubił romantyczność. Kolacje przy świecach z ukochaną i te sprawy.
- No to włączaj, a ja zrobię popcorn. - odparła, wyjmując dużo miskę i wsypując tam wcześniej przygotowaną przekąskę. Oglądali i śmiali się do rozpuku. Po skończonym seansie, poszli spać, by jutro wstać na samolot.
~*~
- Witam, śpiochu. Jak tam? - powitała się, a on odgryzł jej kawałek przysmaku. - Ej, dla ciebie zrobiłam inne. Jedz, póki ciepłe. - podała piłkarzowi talerz z parującym jeszcze śniadaniem. Chciała spędzić te ostatnie chwile jak najlepiej.
- Uwielbiam cię, kobieto! - rzucił się na tosty, zaspakajając swój głód.
- Odwieziesz mnie na lotnisko? Mam jeszcze godzinę, ale chciałabym po drodze wstąpić do jakiegoś sklepu. - spytała, patrząc na zegarek.
- Jasne, daj mi minutkę. - odpowiedział, ruszając w stronę pokoju w celu ubrania się. Wrócił po kilku minutach. Wziął klucze i razem z dziewczyną udał się w stronę garażu. Cała podróż na lotnisko spędzili w milczeniu, słuchając piosenek lecących w radiu. Zatrzymał się na parkingu, wyjął walizki i razem z Kasią poszli na lotnisko.
- No to chyba czas się pożegnać.. - powiedział, gdy stali już przed samymi drzwiami samolotu.
- Cesc, ja muszę ci coś powiedzieć.. Tylko nie wiem jak. - spojrzała ze strachem w jego czekoladowe oczy, w których znalazła to, czego szukała. Odrobinę spokoju.
- Najlepiej prosto z mostu. - odpowiedział, lekko się uśmiechając.
- Powiedz mi, kim dla ciebie jestem. - zaskoczyło go to, co powiedziała. Odpowiedział, jednak dopiero po chwili.
- Kim dla mnie jesteś, tak? Kocham cię jak moją siostrę i nie wyobrażam sobie, żebym mógł cię stracić albo nigdy się z tobą więcej nie zobaczyć. Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłem sobie wymarzyć i której mogę powiedzieć wszystko. - powiedział i pocałował ją. Wtopił się w jej usta tak, że zapomniała, jak się oddycha. Nie, tak tylko myślała. Skarciła się w myślach. Oddychała normalnie, a ten pocałunek również był zwyczajny, tyle tylko, że zaskakujący. Nie chodziło o to, że Cesc źle całuje. Całował wybornie. Bardziej chodziło o to, co ona czuła. Tym pocałunkiem uświadomił jej, że między nimi nie ma chemii, co było dla niej świetną wiadomością. Dotarło do niej, że Fabs zawsze będzie jej przyjacielem. Gdy tylko ich usta oderwały się od siebie, odetchnęła z ulgą. Znalazła odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
- Przyjacielski, pożegnalny pocałunek, tak? - uśmiechnęła się, a on skinął głową. - Jesteś strasznie i nienormalnie romantyczny. - przytuliła go mocno i wciągnęła nozdrzami jego zapach, tak żeby pamiętała go jeszcze przez długie tygodnie.
Stał i patrzył jak jej samolot odlatuje. Mówiąc, że będzie za nią tęsknił, nie kłamał. Po jej odlocie chciał wrócić do swojego mieszkania, jednak teraz zmienił zdanie. W domu, który był własnością Holendra, było tyle wspomnień z nią związanych, że nie potrafił tak po prostu się od tego odciąć. Potrzebował tego. Chciał kiedyś przez przypadek natrafić na ich zdjęcie i móc przypomnieć sobie te wszystkie chwile.
A ona siedziała w wygodnym fotelu i patrzyła na Barcelonę, która z lotu ptaka wydawała się taka mała. Mała, ale ukochana. Mimo, że spędziła tu zaledwie kilka miesięcy. Żegnała się z tym miastem, obiecując jednak, że jeszcze tu wróci. Wyjęła z torebki koszulkę, którą dał jej Cesc. Nie schowała jej do walizki, by właśnie teraz móc ją do siebie przytulić i jeszcze raz, ten ostatni, przywołać do siebie wszystkie wspomnienia związane w tym miejscem. Miejscem, za którym już tęskniła.. i miejscem, w którym skupiało się wszystko to, co kochała.
___________________________________________________________
Jakaś taka dziwne coś mnie naszło, żeby napisać odcinek.. Ale to na pewno nie była wena. :D
Kilka słów od autorki:
1. Aaa! Alexis co roku rozdaje dzieciom z jego rodzinnego miasta ciężarówkę prezentów..*-*
2. Święta baardzo udane. Mam nadzieję, że Wasze również ;)
3. I tyle.
Oczopląsu dostaje..
Bye, bye :*